Strona główna serwisu Gazeta Policyjna

Każdy ma swoje przeznaczenie

W styczniu asp. szt. Mirosławowi Marczykowi „stuknęło” 40 lat służby w Policji. Od początku do dziś w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Zawierciu.

Kiedy młodsi koledzy pytają go, jak można tyle czasu wytrzymać w Policji, odpowiada:

– Przychodziłem do służby i nigdy nie patrzyłem, ile czasu pracuję. Nie liczyłem godzin, lat. Zawsze powtarzałem, że nie widzę się nigdzie indziej, tylko tu. Nie liczę, ile mam za sobą. Patrzę, ile mam przed. Wiadomo, że kiedyś, może już niedługo, ta chwila nastąpi. Tego nie wiem. Może to samo przyjdzie na mnie...

DO SŁUŻBY PO LINIE

Gdy po szkole w Pile przyszedł do jednostki w Zawierciu, miał propozycję służby w trzech wydziałach: przestępczości gospodarczej, kryminalnym i ruchu drogowego.

– Jednak, by mieć etat w ruchu drogowym, musiałem pojechać do Warszawy i zdać specjalistyczny egzamin sprawnościowo-fizyczny i psychologiczny. Tam połowa chłopaków odpadła, bo m.in. trzeba było wchodzić na czas po linie. Chyba 8 metrów. Byłem wysportowany i poradziłem sobie na piątkę. To jednak nie wszystko. Trzeba było mieć także dobre warunki fizyczne i przynajmniej 170 cm wzrostu. Niżsi nie mieli szans, bo wtedy drogówka była taką reprezentacyjną służbą w formacji i każdy musiał dobrze się prezentować.

WSZYSCY JEŹDZILIŚMY MOTOCYKLAMI

Jest szósta rano. Marczyk ma dziś służbę z sierż. szt. Krystianem Dąbrową, któremu daleko nawet do 40. roku życia. Gdzie młodszy funkcjonariusz znajdzie lepszego nauczyciela? Takiego, który zna tu każdy kawałek drogi, każde niebezpieczne miejsce, który wie, gdzie i jak się zatrzymać, aby bezpiecznie przeprowadzać kontrolę i jak rozmawiać z kierowcami.

– Jego doświadczenie jest dla nas bezcenne, a osobowość wyjątkowa – mówi Dąbrowa. – Mijający nas kierowcy wymieniają z nim pozdrowienia, ma się wrażenie, że Mirosława znają tu wszyscy.

Zatrzymujemy się na wzniesieniu we wsi Podzamcze. Stąd widać ruiny Zamku Ogrodzieniec, ale jest to nie tylko piękny punkt widokowy. O tej porze roku w tym miejscu są zmienne warunki jazdy. Widoczny z dala policyjny patrol wszystkim kierowcom przypomina, że lepiej zachować dodatkową ostrożność. Ale jeden z kierowców sam zatrzymuje się na widok Marczyka. Wychodzi z samochodu i serdecznie rozkłada ręce. Też był kiedyś przez 30 lat policjantem ruchu drogowego w Zawierciu. Odszedł ze służby ze względu na stan zdrowia. Ale z kolegą, który wciąż nosi mundur, musiał się przywitać. Zamek Ogrodzieniec to prawdziwa perła Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Na jego murach wychował się Mirosław Marczyk. Dosłownie. Tu mieszkał i z innymi chłopakami wspinał się po ścianach. Marczyk sam dziwi się, jak ten czas przeleciał. Jak wszystko się zmieniło.

– Przedtem policjanci z ruchu drogowego robili wszystko. Przynajmniej tu. Były prowadzone wykroczenia, dochodzenia i wypadki. Wykroczeniami zajmują się policjanci prewencji, a wypadkami – dochodzeniówki. My jesteśmy tylko taką grupą pracującą na zewnątrz. Sporządzamy dokumentację, a oni zajmują się sprawą dalej. Mandaty za przekroczenie dozwolonej prędkości wypisujemy nadal my, ale bardzo zmieniły się urządzenia do jej kontroli. Gdy przyszedłem, były radary stojące na nóżkach. Antenkę ustawiało się w danym punkcie. Był wskaźnik, który – jeżeli samochód przejechał przez ten punkt zbyt szybko – pokazywał natychmiast, jaka była prędkość. Jakieś 20 lat temu dostaliśmy radary do ręki, teraz są jeszcze nowsze, laserowe. One robią zdjęcie i mamy numer rejestracyjny samochodu. Możemy pokazać kierującemu, że to jego samochód, możemy to lepiej zabezpieczyć dowodowo.

Nie zmieniły się tylko tłumaczenia kierowców, którzy przekroczyli prędkość.

– Mówią, że spieszą się do pracy, lekarza, na różne spotkania. Zawsze wszystko na ostatnią minutę. Ja ten powód nazywam jednym słowem: życie.

Zmieniamy lokalizację. Góra Żerkowska, tak wszyscy mówią o tym miejscu. Jest to duże wzniesienie, specyficzny mikroklimat z wyraźnymi różnicami temperatur. Bywa ślisko. Do tego kilka zakrętów. Jak jest zmiana pogody, to wiadomo, że tam może być jakieś zdarzenie. Dziś jest właśnie taki dzień, ale kierowcy wyczuli już zagrożenie i wszyscy jadą bardzo ostrożnie.

– Kiedyś funkcjonariusz, który chciał służyć w drogówce, musiał się godzić z tym, że prawo jazdy kategorii A, czyli na motocykle, jest niezbędne. Kto nie miał, musiał nauczyć się jeździć i szybko je zrobić. My tu wszyscy jeździliśmy motocyklami. Ja przez 17 lat jeździłem MZ ETZ 250. Teraz mamy te najnowsze BMW. Młodzi policjanci szybko je opanowali i są zadowoleni. Są szybkie, ale i ciężkie, i każdy ruch musi być przewidywalny. Samochody też się nam pozmieniały. Gdy tu przeszedłem, były fiaty 125p, potem polonezy, a po nich ople astra. Teraz mamy kia sportage z wideorejestratorem.

SPOSOBEM

Marczyk przez 40 lat służby nie uszkodził ani jednego pojazdu służbowego. Choć gorących sytuacji nie brakowało.

– Miałem pościgi, ale rozwiązywałem je technicznie, sposobem, nie końmi pod maską samochodu. Tak prowadziłem pościg, że uciekający zakleszczał się w ślepej ulicy. Zajeżdżając mu drogę to z jednej, to z drugiej strony, zmuszałem do skrętów tam, gdzie chciałem, by skręcił. Wtedy wjeżdżał w boczne drogi, aż one się kończyły. Albo w polne i leśne, gdzie samochód już dalej nie mógł jechać. Nawet jeśli uciekł pieszo, to mieliśmy jego samochód, którym nie mógł spowodować groźnego wypadku.

Przejeżdżamy przez miasto. Widzimy, jak do przejścia dla pieszych dochodzi kobieta pchająca przed sobą wózek. Nawet nie odwraca głowy na bok, by sprawdzić, czy nie nadjeżdża samochód. Po prostu wchodzi. Policjanci zatrzymują się na czas, ale gdyby był zmrok, może by nie dostrzegli jej w porę.

– Często się widzi, że idzie mama z dzieckiem i wstawia wózek na przejście – trochę irytuje się Marczyk. – Kierujący patrzy na osobę, a wózka może nie dostrzec. To jest metr do przodu. Wózek nie jest tak ciężki, żeby koniecznie go pchać. Można postawić go obok siebie i w ten sposób przejść przez przejście. Przydałaby się jakaś kampania, która promowałby ten sposób pokonywania przejść przez pieszych z wózkami. Teraz piesi wchodzą z marszu na jezdnię, zapominając o zachowaniu ostrożności. Kierowca musi ustąpić, ale musi mieć też na to czas. A gdyby jeszcze przed przejściami były szykany dla pieszych, taki mały slalom skutecznie by ich spowolnił, zwłaszcza rowerzystów.

PO CO ZMIENIAĆ ŻYCIE

13 stycznia br. asp. szt. Mirosław Marczyk odebrał z rąk kierownictwa jednostki pamiątkową statuetkę z okazji jubileuszu 40 lat w Policji. W trakcie wieloletniej służby został nagrodzony Brązowym Krzyżem Zasługi, Srebrnym Medalem za Długoletnią Służbę oraz Brązową Odznaką Zasłużony Policjant.

– Mirosław wzorowo wykonuje swoje obowiązki – ciepło o Marczyku wypowiada się komendant powiatowy Policji w Zawierciu insp. Jacek Kurdybelski. – Dzieli się doświadczeniem z kolegami i nie odpuszcza. Dzień czy noc, bierze każdą służbę, i czy upał, czy deszcz i śnieg, zawsze możemy na niego liczyć. Dla młodych po prostu wzór. Marczyk czuje, że jest jednym z dinozaurów w formacji. Teraz, z początkiem roku, część młodszych od niego funkcjonariuszy, nawet tych niemających długiego stażu, przechodzi na emeryturę.

– Oni po prostu widzą się już w innym zawodzie. Jeśli tak jest, to dobrze. Taki człowiek jak ja, już nie. Jak już stąd kiedyś odejdę, to po to, by wypocząć, a nie by ktoś mną rządził. Nie wiem, czy jestem przygotowany. Tu po prostu wykonuję swoje obowiązki narzucone przez służbę. Jestem przyzwyczajony do takiego sposobu życia. Teraz mam jeszcze dodatek za lata służby, więc po co mam gdzie indziej szukać. Po co zmieniać życie. Każdy ma swoje przeznaczenie. Moje jest w ruchu drogowym.

ANDRZEJ CHYLIŃSKI

zdj. Andrzej Chyliński