Ale ekspert! - wywiad z Marcinem Kosskiem
W jednostkach AT pracował Pan tylko sześć lat. Nigdy na stanowisku kierowniczym. Kreuje się Pan na eksperta, a ja pytam, co wart jest ekspert z tak nikłym doświadczeniem? (...)
Nazwisko: Kossek
Zawód: doradca do spraw bezpieczeństwa
Lubi: pracę, swoje koty
Ceni: intelekt
Zaraz po zakończeniu służby wojskowej w 1993 roku przyszedł Pan do Policji. Najpierw do Samodzielnego Plutonu Antyterrorystycznego Komisariatu Policji Portu Lotniczego Warszawa-Okęcie, potem na ostatnie półtora roku, do sierpnia 1999, do Wydziału Antyterrorystycznego KSP. Zaledwie sześć lat pracy w Policji. I co?
Rozstanie, bo obie strony miały siebie dość?
- Nie. To ja już w pewnym momencie zrozumiałem, że muszę odejść, ponieważ się nie rozwijam. Dowódca krzywym okiem patrzył na to, że się uczę języków, zamiast bez przerwy ganiać po bieżni, czy obijać worek, jak w klubie sportowym. A ja stawiam na intelekt, na kreatywne myślenie.
Sporo czasu spędził Pan na zwolnieniach lekarskich, co zapewne nie sprzyjało zbieraniu doświadczeń... Czy to mogło się podobać przełożonym i zastępującym Pana kolegom?
- Miałem wcześniej operację kolana po urazie na służbie. Leczyłem skutki pooperacyjne, kiedy podjąłem decyzję o odejściu. Nie widziałem sensu, by odchodzić niepełnosprawny. Zdanie przełożonego co do mojej przyszłej sprawności mnie kompletnie nie interesowało, niech dalej biega jak koń w cyrku, aż zrozumie, że nie na tym polega trening jednostki AT.
Kartoteka nie jest zasobna w realizacje z Pana udziałem...
- Mam zasadę, że nie odnoszę się do absurdów i nieprawd na mój temat. Już kiedyś "Trybuna" napisała o mnie paszkwil nadający się do sądu, Pani operuje tymi samymi informacjami, czy to przypadek? Niech Pani się pokieruje logiką, 6 lat w AT i jedna realizacja? Policja raz mnie "przytula" i potrzebuje, raz odpycha i wręcz poluje na mnie. Teraz jest czas nagonki, szczerze mówiąc schlebia mi to...
Czy Pan nie przesadza?
- Niestety, nie. Pani pytania są na to najlepszym dowodem. Rok temu policjant sprawujący funkcje koordynatora krajowego do spraw AT chciał zakazać innym jednostkom AT treningów ze mną, ponieważ on nic nie robi i uznał, że jestem konkurencją. Tylko że ja się sam nigdzie nie wpraszałem, a zostałem o to poproszony przez innych, którzy być może uznali, że dość jego nieudolności. Co ja mam zrobić, odmawiać komendantom wojewódzkim? Policji pomagam bezpłatnie kosztem moich urlopów.
Opowiada Pan w mediach o prowadzonych przez siebie kursach dla oddziałów specjalnych w Rosji, Uzbekistanie oraz na Białorusi. Gdzie Pan zdobywał wiedzę i umiejętności z tego zakresu?
- Uczę się nadal, prowadząc zajęcia za granicą. To, co wyniosłem z polskiego AT, bardzo cenię, ale za granicą nie budzi to zainteresowania.
W jednostkach AT pracował Pan tylko sześć lat. Nigdy na stanowisku kierowniczym. Kreuje się Pan na eksperta, a ja pytam, co wart jest ekspert z tak nikłym doświadczeniem?
- Jakie doświadczenie? Z masakry w Magdalence? Takiego nie chcę i nie potrzebuję, tam popełniono wszystkie możliwe błędy. Z braku pokory, z bylejakości myślenia, że "walnie się młotkiem i jakoś to będzie". Z ronda ONZ, kiedy facet straszył odpaleniem przytroczonych do pasa ładunków? O jakim Pani mówi doświadczeniu w operacjach AT w Polsce?
Czy jest Pan zadowolony z pracy w Bartimpeksie, u Aleksandra Gudzowatego?
- Bardzo. Mam wolną rękę w organizowaniu ochrony.
Z jednej strony pozytywnie wypowiada się Pan o swoim przygotowaniu, wyniesionym przecież z Policji, z drugiej - lekceważąco o byłych kolegach.
- Nie. Ludzie są w porządku, nie są winni, że mają słabych dowódców i instruktorów. Brakuje koncepcji wykorzystania antyterrorystów, nie ma procedur operacyjnych pola walki dla tych pododdziałów, ciągle zmieniają się struktury i usytuowanie, posłuszni dostają medale i awanse, choćby nawet narazili czyjeś zdrowie i życie, a zarzuty stawia się innym. Zresztą, wojsko, które nie walczy, dziecinnieje. Mam skalę porównawczą, bo dużo jeżdżę po Świecie i wiem, jak znakomicie działają na przykład Rosjanie.
Z wyjątkiem teatru w Moskwie, gdzie zginęła setka zakładników...
- Tam zawiodła logistyka - lekarze i strażacy - natomiast oddział szturmowy zadziałał jak należy. A nie była to walka z dwoma zasrańcami w Magdalence. Inny stopień trudności.
Operacja się udała, tylko pacjent umarł.
- Pani ma fobię antyrosyjską. Ocenia to Pani jako dziennikarz, a nie jako ekspert, to też ważne. Szanuję jednak Pani zdanie.
Rozmawiała JOLANTA ŚLIFIERZ
Miesięcznik "Policja 997"