Policjanci szukający zaginionych: najtrudniejsze są sprawy dzieci
Najtrudniejsze są poszukiwania zaginionych dzieci; obok presji czasu, zdenerwowania rodziców, pojawiają się też silne emocje - bo policjanci, biorący udział w akcji, też mają swoje dzieci - mówią w rozmowie z PAP policyjni eksperci z Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych KGP.
To właśnie ci policjanci, pracujący w Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych, zajmują się na co dzień najpoważniejszymi sprawami dotyczącymi zaginięć, nie tylko dzieci, ale też osób dorosłych. Tutaj też podejmowana jest decyzja, czy w konkretnej sprawie dotyczącej dziecka można uruchomić system Child Alert, umożliwiający natychmiastowe rozpowszechnienia informacji o zaginięciu.
"Kiedy szukamy dzieci, szczególnie tych młodszych, pojawiają się silne emocje. Myślimy o tym, że dziecko jest przerażone, że grozi mu niebezpieczeństwo. Dodatkowo naszą pracę utrudnia też presja czasu, mamy świadomość, że każda kolejna godzina oddala nas od odnalezienia żywej osoby" - przyznaje w rozmowie z PAP podinsp. Małgorzata Puzio-Broda z Centrum.
Jak wyjaśnia, kiedyś każda jednostka policji w Polsce prowadziła poszukiwania, bazując na swoich doświadczeniach. "Teraz centralnie tworzymy system poszukiwań. Wspomagamy policjantów w terenie, koordynujemy trudne akcje, szkolimy ich” – mówi podinspektor. „Pomagamy wtedy, gdy jednostka policji zwraca się do nas o to, ale też wtedy, kiedy uważamy, że działania prowadzone w terenie nie są wystarczająco skuteczne” – dodaje.
"Sprawy z kraju" wyszukuje dyżurny policjant z Centrum. Do jego zadań należy zbieranie informacji o zaginięciach. „Bywa, że zanim jeszcze wpłynie oficjalne zgłoszenie, mamy informację, że w jakimś miejscu Polski dyżurny tamtejszej jednostki policji dostał informację o dziecku, które przykładowo nie wróciło ze szkoły do domu. Taką sprawę możemy już monitorować” – zaznacza ekspertka.
Czasem – jak przyznają policjanci – takie monitorowanie, pytanie o sprawę, wystarczy, a dziecko odnajduje się po kilku godzinach. Czasem jednak trzeba podjąć znacznie poważniejsze decyzje i włączyć się w działania, tak jak w kwietniu br. kiedy w trakcie poszukiwań 10-letniej Mai z Wołczkowa Centrum uruchomiło po raz pierwszy polski Child Alert – system natychmiastowego powiadamiania o zaginięciu dziecka. Dziewczynka została uprowadzona sprzed swojego domu. Udało się ją odnaleźć i zatrzymać sprawcę po kilkunastu godzinach. Dziecko zostało wywiezione do Niemiec.
„Polski Child Alert uzyskał gotowość operacyjną już w listopadzie 2013 r., i przez półtora roku był w takim jakby uśpieniu, bo nie było sprawy, w której mógł być użyty. To nie znaczy, że odwiesiliśmy go na przysłowiowy kołek. Cały czas testowaliśmy łącza, procedury, tak by być przygotowanym na godzinę zero” – mówi podinsp. Puzio-Broda.
Jak przyznaje, kiedy zapadła decyzja o jego uruchomieniu, pojawiły się obawy, czy media (które mają rozpowszechniać komunikat o poszukiwaniu dziecka - PAP) zareagują wystarczająco szybko. „W tym przypadku zareagowały w sposób błyskawiczny, pierwsze komunikaty pojawiły się już po ok. 20 minutach” – zaznaczyła policjantka.
Dlaczego system nie został uruchomiony wcześniej? „Żeby można go uruchomić, musi być spełnionych kilka warunków, dodatkowo muszą być spełnione łącznie. Musi to być dziecko do 18. roku życia, musi istnieć uzasadnione podejrzenie, że stało się ofiarą pozbawienia wolności i że jego zdrowie lub życie jest zagrożone. Musimy też mieć zgodę rodziców na rozpowszechnianie jego wizerunku i być pewni, że Child Alert w tym przypadku rzeczywiście pomoże” – zaznacza podkom. Konrad Gajda.
Wyjaśnia, że do uruchomienia systemu nie kwalifikują się m.in. zaginięcia dzieci w konkretnym miejscu – np. w lesie, chyba że towarzyszą im dodatkowe przesłanki - inne przypadki uprowadzeń czy zeznania świadków, świadczące o tym, że mogło dojść do porwania.
„Jeśli z zebranych przez nas informacji wynika, że dziecko zagubiło się w przykładowym lesie na Podkarpaciu, to nie ma sensu rozpowszechniać komunikatów o jego zaginięciu w Warszawie czy Gdańsku. W takich sytuacjach rzecznicy policji uruchamiają zazwyczaj lokalne media. Zdarzają się też przypadki, kiedy mamy np. do czynienia z uprowadzeniem dla okupu i sprawcy jednoznacznie podkreślają, że w przypadku powiadomienia policji lub innych służb dziecku stanie się krzywda. Wtedy też nie możemy uruchomić systemu” – dodaje Gajda.
Tego typu decyzje nie są łatwe. „Z jednej strony muszą być spełnione określone warunki, z drugiej nasze informacje operacyjne muszą uzasadniać uruchomienie systemu. Wszystko trzeba rozważyć” – zaznacza Gajda.
Jak w praktyce wygląda poszukiwanie osób zaginionych? "W przypadku małych dzieci, takie akcje związane są zazwyczaj z bardzo intensywnymi działaniami policji. W pierwszej fazie nikt nie wnika, co było powodem, czy np. dziecko się zgubiło czy uciekło, liczy się sam fakt, że zaginęło. Do akcji kierowane są wszystkie możliwe siły i środki techniczne, bo w takich sytuacjach liczy się czas. Jeśli, przykładowo, dziecko zaginęło w lesie, zagrożeniem mogą być dla niego warunki atmosferyczne, rzeka, bagno, dzikie zwierzęta. W przypadku nastolatków takie intensywne działania prowadzone są przy pierwszym zaginięciu. Jeśli natomiast mamy do czynienia z notorycznym uciekinierem, skupiamy się na tym, aby poinformować wszystkich policjantów, wprowadzić dane zaginionego do systemu" - dodaje Gajda.
Podstawą poszukiwań jest rozmowa ze zgłaszającymi. "Im więcej informacji zgromadzimy na temat okoliczności zaginięcia, tym większe prawdopodobieństwo, że szybciej daną osobę, dziecko odnajdziemy. Czasami jest tak, że ludzie, którzy zgłaszają nam zaginięcie, o czymś nie mówią, bo np. wstydzą się problemów, które są w domu, lub udają, że ich nie ma. Zaczynają mówić dopiero wtedy, gdy sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna. Pracuje z nami psycholog, który razem z psychologami z KGP, przeszkala policjantów w takich właśnie rozmowach" - mówi podinsp. Puzio-Broda.
Wyjaśnia, że kluczem jest podprowadzanie rozmowy tak, by zdobyć zaufanie zgłaszających i dowiedzieć się od nich jak najwięcej. "Uczymy policjantów, by nie podchodzili do danej sprawy w sposób sztampowy, tylko by starali się wyczuć, jak w rzeczywistości wygląda sytuacja. Przykładowo, zdarza się, że osoba, która zgłasza zaginięcie, dokładnie wie, gdzie jest zaginiony, bo np. zrobiła mu krzywdę" - zaznacza ekspertka.
Policjanci z Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych mają do dyspozycji mobilne centrum - pojazd, dzięki któremu mogą prowadzić akcję np. w terenie. "Przyjeżdżamy na miejsce i jesteśmy w stanie skoordynować, zaplanować i skutecznie przeprowadzić działania poszukiwawcze. Mamy tam wszystko, środki łączności, systemy informatyczne. Wszystkim uczestniczącym w poszukiwaniu, którzy nie mają odpowiedniego sprzętu łączności, możemy wydać radiotelefony" - mówi podkom. Gajda.
Jak dodaje, mobilne centrum jest też wyposażone w system obrazowania map. Daje to możliwość zaplanowania i podzielenia obszaru na sektory poszukiwawcze. Dodatkowo dzięki mapom można sprawdzić, jak były przeszukiwane poszczególne sektory, czy ekipy poszukiwacze robiły to skrupulatnie czy - przykładowo - "jedynie weszły i rozejrzały się".
W poniedziałek, 25 maja, obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Dziecka Zaginionego.
(PAP / mw)