"Parabankowe" oszustwo
Ponad 500 tomów akt, akt oskarżenia liczący 340 stron maszynopisu, trzech oskarżonych o kilkadziesiąt przestępstw – to efekt pracy stołecznych policjantów zajmujących się zwalczaniem przestępczości gospodarczej w sprawie „parabankowego” oszustwa. Śledczy ustalili, że pokrzywdzonych w sprawie mogło być ponad 6 tysięcy osób. Oskarżonym grozi do 12 lat pozbawienia wolności.
Cała historia zaczęła się w 2004 roku. Najpierw sprawą zajęli się funkcjonariusze z Pragi Północ, którzy potem przekazali ją funkcjonariuszom ze stołecznego wydziału do walki z przestępczością gospodarczą. Do "pegowców" zaczęły zgłaszać się osoby poszkodowane przez firmę „Korporacja Finansowa”, która miała udzielać pożyczek finansowych na cele mieszkaniowe. Podejrzana spółka miała swoje oddziały na terenie całego kraju. Do komend Policji w całej Polsce zgłaszały się oszukane osoby.
Funkcjonariusze ustalili mechanizm, jakim posługiwała się firma, aby wyłudzić pieniądze. Otóż osoba, która chciała otrzymać pożyczkę, musiała wpłacić spółce kilkaset, czy kilka tysięcy złotych w ramach tak zwanej „opłaty manipulacyjnej”. Mimo to nikt nigdy żadnej pożyczki nie otrzymał.
Policjanci weszli do siedziby „Korporacji Finansowej”, która mieściła się na warszawskiej Pradze Północ. Tam na miejscu zabezpieczyli komputery i dokumentację, którą potem dokładnie przeanalizowali. Dzięki temu ustalili, że poszkodowanych w sprawie mogło być nawet ponad 6200 osób. Na tym nie koniec. W toku postępowania wyszło na jaw, że nieuczciwa spółka oszukała także przedsiębiorców wynajmujących im powierzchnie biurowe, przywłaszczyli leasingowane samochody, sprzęt komputerowy. Łącznie policjanci wycenili straty na blisko 7,5 miliona złotych. Ponadto ustalili, że właściciele spółki wykorzystywali do zalegalizowania wyłudzonych pieniędzy inne firmy, dokonując fikcyjnych zamówień oraz utrudniali urzędnikom skarbowym przeprowadzenie u nich kontroli.
Stołeczni policjanci po kolei zatrzymywali osoby zamieszane w ten proceder. Najpierw wpadł jeden z prezesów, 33-letni Mariusz P., który trafił do aresztu i będzie odpowiadał za wyłudzenie mienia znacznej wartości, naruszenie praw pracowniczych oraz za działanie na szkodę spółki. Grozi mu kara do 12 lat więzienia. W ręce policjantów wpadła także 28-letnia Monika T., która przejmowała na rachunek swojej firmy wyłudzone pieniądze, aby utrudnić stwierdzenie źródła ich pochodzenia. Kobieta usłyszała zarzut „prania pieniędzy”. Ten sam zarzut usłyszał 45-letni Jacek Sz., który tworzył fikcyjną dokumentację dotyczącą obrotu pieniędzy między firmami Moniki T. a oszukańczą spółką. 45-latek odpowie także za płatną protekcję – w zamian za 35 tysięcy złotych miał się podjąć załatwienia pozytywnych wyników kontroli finansowej firmy Moniki T. Podczas przeszukania mieszkania Jacka Sz. policjanci zabezpieczyli pieczątki i druki in blanco.
Sprawa jest rozwojowa, funkcjonariusze wciąż poszukują dwóch wiceprezesów firmy, Konrada G. i Konrada B.