Ochrona życia to nasz obowiązek
Ochrona życia to najważniejszy z policyjnych obowiązków. Pamiętali o tym policjanci z Radomia, którzy ani na chwilę nie zawahali się przed wejściem do płonącego budynku, by uratować nieprzytomnego mężczyznę. Pamiętali o tym także policjanci lubelscy, którzy do końca walcząc z czasem i mrozem odnaleźli osłabionego, zagubionego wśród pól mężczyznę chorego na cukrzycę.
Policjanci z "grupy samochodowej" Komendy Miejskiej Policji w Radomiu patrolując miasto nieoznakowanym radiowozem zauważyli dymu wydobywający się z budynku. Natychmiast podjechali w to miejsce i zobaczyli palący się dom. Stojące obok osoby poinformowały policjantów, że w mieszkaniu ktoś może być. Policjanci wyłamali zamknięte drzwi i weszli do palącego się mieszkania. Na podłodze znaleźli leżącego mężczyznę i wynieśli go na zewnątrz. Mężczyzna nie oddychał. Policjanci udzieli mu pierwszej pomocy. Jeden z funkcjonariuszy został przy mężczyźnie, drugi natomiast próbował ponownie wejść do środka i sprawdzić, czy w mieszkaniu nie ma innych osób, ale ogień był już zbyt duży. Pożar ugasili strażacy, którzy przyjechali na miejsce powiadomieni przez oficera dyżurnego Komendy Miejskiej Policji. W środku nie było już nikogo. 45-latek został zabrany przez pogotowie do szpitala. Jest w stanie bardzo ciężkim. Trwa ustalanie przyczyn pożaru.
21 marca około godziny 22:30 dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Rykach odebrał telefon od mężczyzny, który zdołał jedynie podać swoje imię i nazwisko i przekazać, że słabnie, nie ma siły iść dalej, a ponadto całkiem stracił orientację w terenie i obecnie znajduje się wśród pól gdzieś okolicach Janopola lub Przykry. Na miejsce niezwłocznie skierowano patrol Policji, który zaczął przeszukiwać okolice. Nie udało im się jednak odnaleźć mężczyzny. W czasie poszukiwań dyżurny kilkukrotnie dzwonił do zaginionego i próbował uzyskać od niego informacje na temat miejsca jego pobytu i samopoczucia. Mężczyzna przekazywał jedynie, że czuje się coraz gorzej. Patrol skontaktował się z ojcem 36-letniego mężczyzny, który poinformował, że syn – Mirosław B. jest chory na cukrzycę i jeśli nie weźmie insuliny może zapaść w śpiączkę. Potwierdził, że syn przebywał u kolegi i miał wracać do domu pieszo. Policjanci wraz z ojcem mężczyzny zaczęli przeszukiwać okolice drogi, którą zwykle uczęszczał. W tym czasie dyżurny po raz kolejny skontaktował się z Mirosławem B., który stwierdził, że w tej chwili znajduje się w okolicach budynków nieczynnej rzeźni w pobliżu Kłoczewa. Chwilę później połączenie zostało przerwane na skutek rozładowania się baterii w telefonie poszukiwanego. Policjanci natychmiast udali się we wskazane miejsce, gdzie odnaleźli słabnącego coraz bardziej 36-latka. Wezwano karetkę pogotowia, mężczyźnie udzielono fachowej pomocy. Zdrowiu Mirosława B. nie zagraża niebezpieczeństwo. Gdyby nie interwencja policjantów, z uwagi na nasilający się mróz cała sytuacja mogła zakończyć się tragicznie.
Policjanci z Komisariatu Wodnego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, patrolując rejon nabrzeża rzeki Odry w okolicach Pracz Odrzańskich zauważyli dwie młode osoby pijące alkohol. Jak się okazało 18 – letnia kobieta i 17 – letni mężczyzna byli już w stanie upojenia alkoholowego. W pobliżu leżały puste butelki po wódce i puszki po piwie. W pewnym momencie 18 – latka straciła przytomność. Policjanci zauważyli u niej zanik oddechu więc natychmiast przystąpili do udzielania pierwszej pomocy przedlekarskiej, wzywając jednocześnie pogotowie ratunkowe. Funkcjonariusze prowadzili resuscytację do czasu przybycia lekarza. Zespół reanimacyjny, który przybył na miejsce przejął dalsze czynności reanimacyjne i przewiózł dziewczynę do szpitala na oddział zatruć. Do pijanego 17 – latka policjanci wezwali matkę, która zabrała niepełnoletniego syna do domu.