Plaga fałszywych przestępstw
Ktoś mnie napadł, pobił, ukradł telefon, dokumenty, karty kredytowe! – zgłasza kobieta lub mężczyzna w płockiej komendzie. Sprawą skrupulatnie zajmuje się cała ekipa funkcjonariuszy, przegląda nagrania z monitoringu, bada ślady, przesłuchuje świadków… I co się okazuje?
Że żadnego przestępstwa nie było! Komendant miejski policji Jarosław Brach przestrzega: składanie fałszywych zeznań i zgłoszeń o przestępstwie to przestępstwo! Grozi za to więzienie i sroga kara finansowa. Naczelnik sekcji kryminalnej w KMP sypie przykładami fałszywych zgłoszeń o popełnieniu przestępstw jak z rękawa.
Rozboje, których nie było
We wrześniu ub. roku płocczanin zgłosił, że na ul. Padlewskiego jacyś nieznani dwaj mężczyźni napadli go, przewrócili na ziemię i zrabowali saszetkę, w której miał 400 zł, 1000 euro i dokumenty. W wyniku podjętych czynności (przesłuchanie świadków, ustalanie okoliczności zdarzenia, przeglądanie monitoringu) policjanci ustalili, że… w ogóle tego rozboju nie było! Pan po prostu wydał pieniądze, które należały do firmy, w której pracował, i desperacko próbował ratować własną skórę.
Również we wrześniu zgłoszenie o rozboju złożył Amerykanin, który przebywał wtedy w Płocku. Mówił, że koło pizzerii Roma ktoś popchnął go od tyłu i ukradł telefon komórkowy, 250 zł, 85 dolarów, okulary w złotej oprawce oraz cztery karty kredytowe. Znów policjanci przystąpili do akcji i… znów okazało się, że wszystko jest fikcją. Amerykanin popił co nieco alkoholu i portfel z zwartością gdzieś zgubił. Potrzebne było zaświadczenie z policji o kradzieży dokumentów, więc wymyślił sobie taką właśnie historię. Dokumenty zostały znalezione w zupełnie innym miejscu.
Listopad. Na schodach koło starego mostu dwóch mężczyzn pobiło płocczanina i ukradło mu telefon wart tysiąc złotych! I co się okazuje? Że poszkodowany obywatel w stanie znacznej nietrzeźwości wywołał awanturę na Radziwiu i stamtąd został odwieziony do izby wytrzeźwień. Po wyjściu z niej stwierdził, że nie ma komórki i wymyślił bajeczkę o tym, jak ją utracił. Policja odnalazła telefon zupełnie gdzie indziej i udowodniła, że mężczyzna kłamał.
Sylwester. Mieszkanka gm. Bodzanów skarży się, że na dworcu w Płocku, kiedy czekała na autobus do domu, podeszło do niej dwóch mężczyzn, uderzało pięścią w twarz i ukradło 300 zł. Policjanci sprawdzili jednak, że o te porze nie mogła być na dworcu, bo już dawno nie było tam żadnego autobusu w kierunku Bodzanowa. Okazało się, że 66-letnia kobieta potrzebowała zaświadczenia o tym, że jest ofiarą rozboju, bo chciała na jego podstawie uzyskać zasiłek z opieki społecznej.
W styczniu mieszkaniec gm. Bulkowo został napadnięty przez kilku sprawców na ul. Kolegialnej w Płocku. Pobili go, ukradli 170 zł i komórkę wartą 1000 zł. A co ustalili policjanci? Zdarzenie wyglądało zupełnie inaczej. Owszem, doszło do bójki, bo poszło o dziewczynę, którą rzekomo poszkodowany chciał odbić innemu. Nikt mu wtedy nie ukradł telefonu, stracił go w innym czasie i w innym miejscu.
Kradzieże samochodów, których nie było
W Nowy Rok płocczanin poinformował, że złodzieje ukradli mu mercedesa zaparkowanego przy Armii Krajowej. Policja ruszyła do akcji, żeby odkryć, że żadnej kradzieży nie było! Auto znalazło się we Włocławku. A było to tak: rzekoma ofiara kradzieży jechała mercedesem, we Włocławku zobaczyła patrol policyjny, więc szybko wysiadła, porzucając pojazd. Bo niecały miesiąc wcześniej sąd odebrał prawo jazdy za jazdę po pijanemu.
Również styczeń. Ukradziony został vw passat zaparkowany na ul. 1 Maja. No ale się odnalazł – na ul. Kolegialnej, nieco pokiereszowany. I znów kryminalni udowodnili, że to nie była kradzież, a zwykła bajka. Właściciel sam uszkodził auto, zostawił je na ulicy i poszedł z wymyśloną historyjką pożalić się policji, żeby na podstawie zaświadczenia wyłudzić odszkodowanie.
Albo się śmiejemy, albo trafia nas szlag
Jak policjanci reagują, kiedy po wielu wysiłkach okazuje się, że pracowali na darmo, bo nie było ani przestępców, ani przestępstwa?
- Bywa, że ogrania nas pusty śmiech – przyznaje szef kryminalnych. Ale częściej szlag nas trafia, bo każde zdarzenie drobiazgowo sprawdzamy. Przecież chodzi o te najgroźniejsze kategorie przestępstw: przeciw zdrowiu i życiu (rozboje) lub kradzieże mienia znacznej wartości.
Po co ludzie konfabulują, wymyślają takie historie? – Czasem ze strachu przed własną rodziną, żeby nie słuchać wymówek typu: „jakbyś nie pił, to nie zgubiłbyś pieniędzy”, żeby wyłudzić odszkodowanie albo – jak w przypadku telefonów – żeby nie płacić abonamentu lub uzyskać kolejny aparat z promocji za złotówkę – podsumowuje naczelnik.
Komendant Jarosław Bach: - Ludzie oczekują od policji efektów działania, tymczasem kilku policjantów przez nieraz wiele tygodni pracuje nad sprawą, której wcale nie było. To nas złości, prawda. Ale przestrzegam – nie ma zbrodni doskonałej, takie wymyślone historie mszczą się na tych, którzy się z nimi do nas zgłaszają. Bo my dojdziemy, jak było w rzeczywistości. A wtedy taki delikwent będzie miał postawione zarzuty, grozi mu za to kara więzienia, grzywny, a dodatkowo policja może wystąpić o zwrot kosztów poniesionych w związku z prowadzeniem czynności służbowych związanych z danym zgłoszeniem. I jest jeszcze coś, o czym warto pamiętać, zanim przyjdzie się do komendy z fałszywym zgłoszeniem – takie przestępstwo obciąży kartotekę delikwenta, a wtedy droga do niektórych zawodów zostanie na długo przed nim zamknięta.
Wszystkie opisane wyżej sprawy zostały umorzone wobec niezaistnienia przestępstwa (sprawcy przyznali się do kłamstw), natomiast materiały dotyczące fałszywego zawiadomienia wyłączone są do odrębnego prowadzenia. Tak więc rzekome ofiary stały się same przestępcami i postawiono im zarzuty z art. 233 par. 1 kk. A za składanie fałszywych zeznań kodeks przewiduje karę do trzech lat więzienia.