Dzielnicowy z Rawicza uratował 10-latka
Dzielnicowy uratował życie 10-latkowi. Chłopiec w drodze do szkoły został zaatakowany przez dużego psa. Policjant, który był w czasie wolnym zauważył całe to zdarzenie i bez chwili wahania podjął interwencję. Funkcjonariusz musiał zadać psu silne uderzenie nogą bo ten szarpiąc dziecko za głowę na nic innego nie reagował. Pogryziony chłopiec został hospitalizowany w rawickim szpitalu. Jego życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo.
Policjant był na wolnym i wracał właśnie ze sklepu w Konarach. Kiedy ruszył swoim samochodem, po krótkiej chwili zauważył jak duży pies szarpie na chodniku leżącego chłopca. Bez zastanowienia, zatrzymał się i wyskoczył z auta. Pies nie reagował na jego krzyki, więc pozostając bez wyboru zadał mu silne uderzenie nogą. Nie wiedział czy pies nie zwróci swojej agresji na niego, ale jak sam przyznał nie zastanawiał się nad tym. Najważniejsze było, aby puścił dziecko. Na szczęście agresywny czworonóg po uderzeniu uciekł na teren swojej posesji.
Starszy aspirant Grzegorz Głowacz zaczął opatrywać zranione dziecko, wiedział, że najważniejsze jest zatamowanie krwi. Pomagał mu jeszcze jeden mieszkaniec Konar, który również przybiegł na miejsce wypadku. Chłopiec miał pogryzioną głowę, również w okolicach ucha oraz ręce. Policjant na miejsce wezwał pogotowie, do czasu przyjazdu zespołu cały czas był przy chłopcu i udzielał mu wsparcia. 10-latek został zabrany do szpitala. Z relacji lekarzy wynika, że dziecko miało wiele szczęścia głównie dlatego, że pomoc przyszła bardzo szybko.
Zaatakowany 10-latek z Konar wrócił już do domu, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Sama postawa chłopca, również budzi podziw, ponieważ jak sam powiedział w tej stresowej i dramatycznej dla niego sytuacji przypomniał sobie, że musi przyjąć pozycję tak zwanego „żółwia" by zasłonić miękkie części ciała oraz twarz. Tego uczył ich jeden z dzielnicowych na spotkaniu w szkole, taka pozycja bowiem ogranicza możliwości pogryzienia przez atakujące zwierzę.
Pies, który dopuścił się ataku to półtoraroczny Akita Inu, według relacji właścicieli wcześniej nigdy nie przejawiał agresji. Najczęściej był jednak zamknięty w kojcu, ale zdarzało się, że biegał luzem. W tym nieszczęśliwym dniu pies był wypuszczony. Pies posiadał tez wszystkie wymagane szczepienia.
Właściciel psa będzie musiał ponieść odpowiedzialność. Jakie dokładnie usłyszy zarzuty będzie zależało od opinii biegłego z medycyny sądowej.
(KWP Poznań / mg)