Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Genetyczny bliźniak w policyjnym mundurze

Data publikacji 09.08.2022

Policjant z Puszczykowa st. sierż. Dominik Napierała pięć lat temu zarejestrował się w bazie dawców szpiku kostnego DKMS. W połowie czerwca odebrał telefon z fundacji. W słuchawce usłyszał: pana bliźniak genetyczny potrzebuje pomocy. Czy zgodzi się pan zostać dawcą?

Jak wygląda procedura pobrania szpiku, komórek macierzystych?  Jak się do niej przygotować? Ile trwa? Czy jest bolesna? Na te i inne pytania odpowiada w rozmowie z Zespołem Prasowym KWP w Poznaniu st. sierż. Dominik Napierała z Komisariatu Policji w Puszczykowie.

Zostałeś dawcą komórek macierzystych. Jak to się stało? Od czego się zaczęło?

D.N.: Około 5 lat temu zarejestrowałem się w bazie DKMS. Byłem wtedy na kursie podstawowym w Szkole Policji w Słupsku. Szkoła zorganizowała akcję wśród policjantów propagującą rejestrację w bazie dawców szpiku. Już wtedy byłem czynnym krwiodawcą. Miałem świadomość jak ważna jest krew dla ludzi potrzebujących, walczących z białaczką czy wracających do zdrowia po ciężkich urazach, czy wypadkach. Obecnie jest członkiem Klubu Policyjnych Krewniaków przy Komendzie Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Kiedy w Słupsku, w ramach akcji rozdano nam pakiety rejestracyjne nie miałem żadnych wątpliwości, co trzeba zrobić. Wypełniłem formularz i przy pomocy dołączonego do formularza zestawu pobrałem wymaz z wewnętrznej strony policzka. To bardzo proste.  Mój pakiet, wraz z innymi, został przesłany do rejestracji. I to wszystko.

Jak dowiedziałeś się, że Twój bliźniak genetyczny potrzebuje pomocy? Ktoś do Ciebie zadzwonił?

D.N.: W połowie czerwca br. telefonicznie skontaktowała się ze mną fundacja DKMS. Podczas rozmowy pani poinformowała mnie, że w moim przypadku jest zgodność genetyczna z osobą potrzebującą i jestem wstępnie potrzebny jako dawca rezerwowy. Pani zapytała, czy przez najbliższe 3 miesiące mogę być w miarę dostępny, gdyby moja pomoc okazała się konieczna. Pytała, czy nadal chcę pomóc i czy jestem pewny swojej decyzji. Pod koniec czerwca fundacja ponownie się ze mną skontaktowała i poinformowała, że moja pomoc będzie konieczna. Upewniono się, że nie zrezygnowałem.

Wtedy machina ruszyła?

D.N.: Tak. Od tej rozmowy fundacja była ze mną w stałym kontakcie. Podczas rozmów telefonicznych na bieżąco informowano mnie o każdej z procedur. Już na początek lipca zaplanowano dla mnie badania w postaci USG, EKG, RTG oraz pobrano krew. Lekarze musieli sprawdzić, czy mój stan zdrowia pozwala na zostanie dawcą. Wszystko odbywało się w poznańskim szpitalu ambulatoryjnie i przebiegało bardzo sprawnie. Przydzielono mi lekarza prowadzącego – transplantologa. Fundacja już na początku poinformowała mnie, że zawsze stara się zorganizować badania i zabieg blisko miejsca zamieszkania dawcy. W moim przypadku wszystko odbyło się w Poznaniu. Po mniej więcej tygodniu lekarze dysponowali już moimi wynikami badań. Okazało się, ze wszystko jest w porządku. Wtedy po raz kolejny lekarze upewnili się, że jestem gotowy zostać dawcą. Poproszono mnie o wypełnienie specjalnych ankiet zarówno przed jak i podczas badań w szpitalu. Odebrano ode mnie pisemną zgodę na pobranie szpiku z krwi obwodowej oraz w razie konieczności z talerza biodrowego.

Czy do zabiegu musiałeś się specjalnie przygotowywać?

D.N.:16 lipca, czyli cztery dni przed zabiegiem otrzymałem zwolnienie lekarskie oraz specjalne ampułko-strzykawki, które musiałem wstrzykiwać sobie podskórnie w udo oraz brzuch, dwa razu dziennie, co 12 godzin. Ich działanie powodowało zwiększenie produkcji komórek macierzystych przez organizm. Przez te 4 dni podczas przyjmowania  preparatu odczuwałem nieznaczne bóle pleców oraz zakwasy w udach. Lekarz poinformował mnie, że jest to normalna reakcja organizmu.

Jak wyglądał sam zabieg?

20 lipca zgłosiłem się do szpitala na zabieg  pobrania szpiku z krwi obwodowej. Cała procedura zaczęła się od podpięcia wenflonów do obydwu rąk. Z jednej ręki pobierana była krew do separatora, który pozyskiwał komórki macierzyste, następnie krew wracała do organizmu wenflonem podpiętym do drugiej ręki. Cały zabieg trwał około 3,5 godziny. W tym czasie byłem pod stałym nadzorem personelu szpitala. Nie było żadnych komplikacji. Po wszystkim otrzymałem legitymację dawcy przeszczepu oraz odznakę, a także wypis ze szpitala. Cały proces jest mało inwazyjny. Chociaż po zabiegu czułem się bardzo dobrze do końca lipca otrzymałam zwolnienie lekarskie.

Jak na tę sytuację zareagowali przełożeni i koledzy z komisariatu?

D.N.: Przełożonych poinformowałem już po pierwszym telefonie z fundacji DKMS. Przypuszczałem, że wyrażenie zgody na zostanie dawcą szpiku wiąże się z niedługą, ale jednak nieobecnością w służbie. Zarówno ze strony przełożonych, jak i kolegów otrzymałem dużo wsparcia i troski,  za co serdecznie im dziękuję.

Poinformowano Cię kim jest osoba, której pomagasz? Wiesz kto to jest?

D.N.: Wiem tylko tyle, że to dorosła kobieta mieszkająca w Stanach Zjednoczonych. Nie wiem, w jakim jest wieku, czym się zajmuje… Może kiedyś się dowiem. Procedury przewidują, że najwcześniej po upływie dwóch lat od zabiegu, za obopólną zgodą możemy się poznać. Lekarze uprzedzili mnie, że nie można wykluczyć, iż zabieg trzeba będzie powtórzyć. Wszystko zależy od stanu zdrowia biorcy. Teraz możemy kontaktować się wyłącznie z zachowaniem anonimowości za pośrednictwem fundacji.

Chciałbyś coś przekazać kobiecie, której pomogłeś?

D.N.: Tak. Że trzymam kciuki za jej powrót do zdrowia. I że może na mnie liczyć.

(KWP w Poznaniu / kp)

Powrót na górę strony