Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Trwa "Przystanek PAT"

Data publikacji 02.07.2008

Już po raz trzeci rozpoczęła się ogólnopolska akcja profilaktyczna "Przystanek PaT". Akcja jest częścią programu komendy głównej Policji "Profilaktyka a Teatr", który został wpisany do Banku Dobrych Praktyk MSWiA w obszarze rządowego programu "Razem bezpieczniej". PAT przyciągnął do Płocka pół tysiąca młodych ludzi, którzy chcą poprzez swoje zaangażowanie zwrócić uwagę rówieśnikom na problem narkomanii. Jak wygląda spotkanie w Płocku?

PaTworny zawrót głowy!

To był szalony dzień. Ludzie też jakieś "wariaty". Ten pokrzykuje,tamci padają sobie w objęcia, wysoki rangą oficer policji jest „mistrzem ceremonii” na stołówce... ufff. I jeszcze ta dwójka młodych, Karolina i Mikołaj. Skąd jesteście? Z Krotoszyna i Kobylina. A gdzie to jest? W Wielkopolsce. Przyjechaliśmy ze Śląskiem. No i bądź tu człowieku mądry i zrozum cokolwiek...

Geograficzna zagadka Karoliny i Mikołaja powoli się rozwiązuje. Przyjechali z Wielkopolski, ale na III Przystanku PaT w płockim Gimnazjum nr 8 będą z grupą ze Śląska. Bo to przyjaciele zaprawieni w przystankowych bojach od samego ich początku.

Krzątanina trwa od samego rana. Prawie połowa uczestników dojechała jeszcze przed obiadem (zupa ogórkowa, mielony z ziemniakami i buraczkami, banan,soczek w kartoniku). Scena główna jeszcze zastawiona pakami ze sprzętem nagłaśniającym i oświetleniowym, ale ogólnie wszystko już się klaruje. Młodzi ludzie błądzą po korytarzach szkoły, której supernowoczesny, kosmiczny kształt pozwala odkrywać wiele tajemniczych zakamarków.

Przystanku nie można odpuścić

Przy wejściu młodzież z warszawskiego teatru Scena 07 pracuje jako recepcjoniści, wszystko zorganizowane tak, że niejeden organizator"dorosłych" imprez mógłby się od nich wiele nauczyć. Stale docierają nowi uczestnicy. Połowa to znajomi z poprzednich Przystanków. Agnieszka i Klaudia naPaT-owski zlot przyjechały po raz drugi. One też są z Wielkopolski, konkretnie z Kępna. - Rok temu dowiedziałyśmy się w szkole o Pacie, byłyśmy z całą grupą na Przystanku i... no było tak, że teraz nie mogłyśmy odpuścić – mówią, ciągnąc pękate walizy.

Pośród przyjezdnych przechadza się Aleksander Pietrzak Alek zagrał jedną z dwóch głównych ról w płockim przedstawieniu "Balckout". Jest absolwentem Gimnazjum nr 8 i czuje się trochę jak gospodarz. - Jako pierwszy z Płocka wysłałem zgłoszenie, potem namówiłem kolegów, koleżanki, w sumie jakieś siedem, osiem osób – mówi i zaraz dodaje: - Bo ja kocham teatr! Dostałem się teraz do Małachowianki (najbardziej prestiżowe płockie liceum), a potem Warszawa – Akademia Teatralna. Bo ja będę, muszę być aktorem! To mój cel i zrobię wszystko, żeby go osiągnąć! Rodzice? Woleli, żebym wybrał coś bardziej "naukowego", ale widzieli mnie w kilku sztukach, byli na "Blackout" i już wiedzą, że sztuka to moja pasja i nic na to nie poradzą. Od ośmiu lat gram na fortepianie, więc w planach mam jeszcze studiowanie jazzu.

Alek wybierze warsztaty teatralne albo wokalno-instrumentalne. A gdzie w tej artystycznej pasji miejsce na to, co jest istotą PaT – na tworzenie świata bez uzależnień?  Alek zaperza się nie na żarty. - No jak to? Przecież teatr, film to najlepszy sposób przekazu tego, co ważne! - prawie wykrzykuje i idzie integrować się z nowymi znajomymi.

Frajda? Nie, wiara!

Muzykę z głośników co chwila przerywają komunikaty podawane z radiowęzła, trzeba załatwić tak prozaiczne sprawy jak kartki do stołówki czy rozlokowanie w sypialniach. Inspektor Grzegorz Jach z komendy głównej Policji prawie biega pośrodku tego chaosu, z którego rodzi się porządek  Megapolis. W luzackiej koszulce i wygodnych spodniach nie wygląda na "ważnego glinę", jest jednym z tych młodych, którym po prostu "się chce". Ale to on jest mózgiem tego ogromnego przedsięwzięcia.

- Ma Pan frajdę, patrząc na to wszystko? - Grzegorz Jach niemal w locie wyłapuje to pytanie i aż siada na chwilę z oburzenia. - Frajdę?! Ja tego nie robię, żeby mieć frajdę! Ja głęboko wierzę, że ten Przystanek, że teatr, że ci wszyscy młodzi ludzie, którzy tu przyjechali, że to wszystko ma sens! I dla tej wiary, że warto młodych uczyć i im zaufać, organizuję te przedsięwzięcia! Dopiero kiedy widzę, że to działa, że z roku na rok jest nas więcej, że młodzież coraz tłumniej przyjeżdża na Przystanki, to wtedy czuję frajdę. A nie odwrotnie. Inspektor Jach jest zachwycony szkołą i jej pracownikami, szczerze i z werwą chwali dyrektora. - Wspaniale nas wspomaga, jak tylko powstaje problem, pan Mariusz Michalski rozwiązuje go natychmiast, zanim jeszcze kłopot zagości się na dobre.

Wielkie otwarcie

Już w dwie godziny później Grzegorz Jach przeobraża się w Wielkiego Mistrza. Prowadzi ceremonię otwarcia. Widownia dużej sceny jest nieprawdopodobnie różnoraka. Dzieciaki w wakacyjnych strojach, cudaki z dredami, policjanci w śnieżnobiałych mundurach, aktorzy, nauczyciele, muzycy, poeci. Są podziękowania dla władz Płocka, bo Urząd Miasta jest jednym z organizatorów Przystanku i poważnym sponsorem. Na widowni są szefowe dwóch najbardziej zaangażowanych w to przedsięwzięcie wydziałów: Ewa Adasiewicz (Wydział Edukacji) i Katarzyna Michalska (Wydział Zdrowia). Brawa dostaje dyrektor gimnazjum Mariusz Michalski. Komendant miejski Policji Jarosław Brach i jego zastępca Jacek Olejnik. I zastępca komendanta wojewódzkiego policji Rafał Batkowski. I ci, którzy się sporo napracowali, żeby wszystko grało jak w zegarku. I instruktorzy, którzy poprowadzą warsztaty... Dużo było tych braw. Nadkomisarz Rafał Batkowski ogłosił, że Przystanek jest już otwarty  i uderzył w wielki gong. Zaczęło się!

W tym jest sens


Część twórczą zainaugurowali gimnazjaliści z Białegostoku spektaklem "Sieć". Na scenie odbył się sąd nad "złą" dziewczyną. Że wagaruje, oszukuje, że może nawet bierze narkotyki. Oskarżenia oplotły jak sieć, "jest winna" wołali dorośli i orzekli: "trzeba karać". Chłostali złymi słowami, aż dziewczyna upadła. Nawet matka przyłączyła się do oskarżycieli. A dziewczyna pytała: Czy nie pamiętacie dobrych chwil, wspólnych radości, pizzy, którą jadłyśmy, śmiejąc się i żartując? Czy młodzież naprawdę jest taka zła? Nie, nie jest. Na koniec młodzi aktorzy z gazetami w rękach "czytali" informacje o uczniach, studentach, którzy podejmują inicjatywy na rzecz drugiego człowieka, skrzywdzonych dzieci, ochrony środowiska. Bo wierzą, że świat nie musi być zły, że ich działanie ma sens.

- I ten Przystanek, cały PaT ma głęboki sens, wierzę w to bardzo mocno – mówił komendant Rafał Batkowski. - Dzięki takim inicjatywom udaje się nam, policji, nawiązać bezpośredni kontakt z pokoleniem, które najbardziej jest narażone na zagrożenia. A teatr, drama to świetny sposób, żeby rozmawiać i z dziećmi, młodzieżą, i ich rodzicami. Bo tak to co może powiedzieć policjant? Że są zagrożenia, że za przestępstwa, są kary? A dzięki spektaklowi ludzie widzą samych siebie jak w lustrze, dostrzegają błędy i zdobywają się na refleksję, która prowadzi do poprawy.

Komendant Batkowski słynie z tego, że prewencję stawia na czele zadań policji. Bo jak mówi, trzeba budować dla młodych lepszy świat, a policja ma w tym świecie zapewnić im bezpieczeństwo. A czy sam ma w sobie coś z pozytywnie zakręconego wariata? Na jakie warsztaty by się zapisał?

- Noooo... na plastyczne – mówi ze śmiechem. - Kiedyś malowałem trochę, do tej pory jeszcze czasem coś rysuję. A ostatnio z moją siedmioletnią córką namalowaliśmy obraz. I nie żadne tam świnki, krówki i kwiatki, ale prawdziwy! Pomagałem!


Rozmowa z Grażyną Miłkowską



Kiedy podczas uroczystego otwarcia III Przystanku PaT insp. Grzegorz Jach przy gorącym aplauzie widowni wyliczał: - Na pierwszym Przystanku było nas 80 osób, na drugim już 250, a tu, w Płocku jest nas już pół tysiąca! - pewna delikatna pani szepnęła: - Boże, przecież nawet mi przez myśl nie przemknęło, że „Dzwonek” stanie się początkiem takiego ruchu. Ta pani to Grażyna Małkowska, od niej wszystko się zaczęło.

Jest pedagogiem w jednej z warszawskich podstawówek. A właściwe poetką. Autorką. Animatorką...

- Kiedy stawiałam pierwsze kroki jako pedagog, wiedziałam, że muszę się uczyć, sporo dowiedzieć – opowiada cicho. - Kończyłam profilaktykę uzależnień i trzeba było napisać pracę. Co miałam pisać? To co wszyscy? Wymyśliłam, że napiszę sztukę. „Dzwonek”. O tym, jak w rodzinach nie rozmawia się z dziećmi, że rodzice nie zauważają ich problemów, nie dostrzegają pierwszych niepokojących objawów tego, że zaczyna źle się dziać, że dzieciaki uciekają przed zimnem rodzinnego domu w narkotyki. Spodobało się, dałam to Grzegorzowi [Jachowi] do przeczytania. A on zaniósł do Sceny 07 (to amatorski teatr środowiska policyjnego, grają w nim licealiści i studenci) i dzieciaki powiedziały: chcemy to grać! To była sztuka dla rodziców, pokazano ją w wielu miastach. I wtedy oni, ci młodzi, przyszli do mnie i mówią: „A teraz chcemy coś dla nas”. I napisałam „Blackout”.

Mój jest "Balackout", a nie scenariusz


Pani Grażyna ma wielką prośbę – żeby nie pisać i nie mówić o niej, że jest autorką scenariusza. Nie, jest autorką „Blackout”, podarowała sztukę policji. Reżyserem i scenarzystą jest Grzegorz Jach.

- Miał prawo zmienić moją koncepcję, ale to już nie jest moje dziecko – mówi Grażyna Małkowska. - W przedstawieniu wszystko jest skierowane na starszego brata, który bierze narkotyki i w końcu umiera; ostatnia scena, kiedy leży martwy w prosektorium, czyni z niego głównego bohatera. I tak też jest dobrze, ale u mnie to nie było najważniejsze. U mnie było tak, że starszy brat proponuje młodszemu , aby pomógł mu sprzedać radio kumpla - będzie mial zasługi, wejdzie w towarzystwo. Młodszy jest pewny, że to uczciwa robota. Długo nie domyśla się, że pomaga "ćpunowi" spłacać długi, a sprzęt pochodzi z kradzieży. Któregoś dnia zaczyna rozumieć, że starszy brat ćpa, już wie, co sprzedawał i jaki był cel. Chce pomóc - rodzice nie wierzą. Widzi brata wynoszącego rzeczy z domu. Domyśla się, że zamierza on je sprzedać, aby mieć kasę na narkotyki. Widać, że się boi, ale chce czegoś się dowiedzieć, coś zrobić. Dopiero na koniec uświadamia sobie, że gdyby nie pomógł sprzedawać, brat nie miałby kasy i nie ćpałby. Dramat tej sytuacji zawiera się w ostatnim zdaniu: "Pomogłeś mi o jeden raz za dużo". Chciałam zadać pytanie, sprowokować refleksję: - jak żyć z takim oskarżeniem?

Rodzina coraz większa


"Blackout" grany był już wiele razy w całej Polsce, także w Płocku, przeważnie przez uczniów gimnazjów i liceów. Powstała wielka rodzina blackoutowców, którzy utrzymują ze sobą kontakt i wspierają się mimo odległości.

- Ogromnie wzruszyłam się, kiedy na blogu siedleckim przeczytałam, że tuż przed spektaklem rozchorował się chłopak, który grał dilera. I nagle odezwał się inny, ze Świnoujścia. Napisał, że grał tę rolę u siebie i jak trzeba, to przyjedzie i zastąpi siedlczanina. I przyjechał! Tyle kilometrów! A ta rola to kilka kwestii...

Rodzina stale się powiększa i to dla Grażyny Małkowskiej jest niepojęte i wspaniałe. W działania PaT zaangażowała się całym sercem, bywa na przedstawieniach w wielu miastach, wspiera młodych aktorów. Mówi, że sztuka jest prawdziwa, bo oparta na faktach. Może nie na jednym konkretnym wydarzeniu, ale na kilku historiach. Prawdziwy jest młodszy brat. I ten starszy też. Był studentem, mówiono, że nigdy nie brał narkotyków, nie miał kłopotów, aż nagle popełnił samobójstwo, skacząc z okna. Dlaczego, z jakiego powodu?

- Okazało się, że kilka miesięcy wcześniej brał LSD – opowiada pani Grażyna. - I nastąpił flashback, narkotyk zadziałał z opóźnieniem, jemu po tych kilku miesiącach mogło nagle zacząć się wydawać, że pofrunie, więc wyskoczył z tego okna.

„Blackout” będzie miał swojego następcę. Z 3 na 4 lipca w Gimnazjum nr 8, gdzie trawa Przystanek PaT, odbędzie się Noc Blackoutowców i wtedy zaprezentowana zostanie premiera „Blackout II, czyli inne wyjście”. Teatralna rodzina domagała się kontynuacji.

Spod znaku Hitlera i Napoleona

Kiedy Grażyna Małkowska opowiada o swoich pasjach, to astrolog-amator dopatrzyłby się w niej zodiakalnego Bliźniaka.

Ależ skąd – śmieje się pani pedagog. - Urodziłam się pod takimi samymi gwiazdami jak Hitler i Napoleon!
Ale przyznaje, że nie ma w niej nic z dyktatora, bo bardzo lubi ludzi.

- Mam zasadę, żeby nie robić tego, czego nie lubię – mówi. - Jeśli więc w coś wchodzę, to na całego i jestem wtedy bardzo, bardzo zadowolona, szczęśliwa. A kim nie mogłabym być? Prasowaczką, bo tego nie cierpię. I dyrektorem, bo nie umiałabym być bezwzględnie wymagająca i karać ludzi za niezrobioną robotę, sama bym za nich pracowała. Urzędniczka? Cóż... w takim urzędzie zaczęłabym od jakiejś wielkiej rewolucji.

O swoich najbliższych powiada, że to rodzina patologiczna. - Bo wszyscy mamy jakieś artystyczne zamiłowania i to jest szalone. Mąż gra, syn gra, córka śpiewa, ja piszę wiersze, sztuki, prowadziłam z mężem w kościele zespół, wydaliśmy dwie świetne płyty – opowiada pani Grażyna i macha ręką do swoich dzieci, które też przyjechały na Przystanek. - Nie wyobrażam sobie życia bez pasji i kocham ludzi, którzy mają swoje pasje.

Ta pazerność na sensowne działanie przekłada się na małe i duże sukcesy. - Kiedy zaczynałam pracę jako pedagog, rocznie przychodziło do mnie około setki rodziców uczniów, teraz – sześciuset – mówi i oczy jej błyszczą, jakby połknęła rozgwieżdżone sierpniowe niebo nocą.

Potrafi być twarda, choć odczuwa silną tremę, kiedy ma wystąpić publicznie. - Całe szczęście, że mogę ukryć nogi pod długa spódnicą, bo kolana trzęsą mi się wtedy okropnie – śmieje się Grażyna Małkowska. - Ale biorę się w garść i głos mam raczej pewny.

W środę będzie musiała stanąć przed grupą kilkudziesięciu policjantów zajmujących się prewencją w całym garnizonie mazowieckim. Będzie z nimi rozmawiała o tym, jak współpracować ze szkołami, młodzieżą i ich rodzicami. Na pewno głos jej nie zadrży, a kolana... cóż, ukryje pod powiewną, cygańską spódnicą.
Powrót na górę strony