Policjantka oddała szpik swojemu „genetycznemu bliźniakowi”
Policjantka z Tarnowa Podgórnego st. post. Agnieszka Wrembel sześć lat temu zarejestrowała się w bazie dawców szpiku kostnego DKMS. W połowie czerwca ub. roku odebrała telefon z fundacji. W słuchawce usłyszała: pani bliźniak genetyczny potrzebuje pomocy. Czy zgodzi się pani zostać dawcą?
Jak wygląda procedura pobrania szpiku z talerza kości biodrowej? Jak się do niej przygotować? Ile trwa? Czy jest bolesna? Na te i inne pytania odpowiada w rozmowie z Oficerem Prasowym KMP w Poznaniu - st.post. Agnieszka Wrembel z Komisariatu Policji w Tarnowie Podgórnym.
Zostałaś dawcą szpiku z talerza kości biodrowej. Jak to się stało? Od czego się zaczęło?
A.W.: Około 6 lat temu zarejestrowałam się w bazie DKMS. Byłam wtedy uczennicą ostatniej klasy Liceum Ogólnokształcącego o przysposobieniu policyjno-prawnym w Jarocinie. Szkoła zorganizowała akcję wśród pełnoletnich uczniów propagującą rejestrację w bazie dawców szpiku. Już wtedy byłam świadoma jak ważna jest pomoc osobom potrzebującym, walczących z białaczką czy wracających do zdrowia po ciężkich urazach bądź wypadkach. Pewne jest jedno. Już wówczas chciałam zostać policjantką. A wobec tego pomaganie miałam we krwi. Kiedy w Jarocinie, w ramach akcji rozdano nam pakiety rejestracyjne nie miałam żadnych wątpliwości, co trzeba zrobić. Wypełniłam formularz i przy pomocy dołączonego do niego zestawu pobrano mi na miejscu wymaz z wewnętrznej strony policzka. To bardzo proste i bezbolesne. Mój pakiet, wraz z innymi, został dołączony do rejestracji kandydatów na dawców. I to wszystko.
Jak dowiedziałeś się, że Twój bliźniak genetyczny potrzebuje pomocy? Ktoś do Ciebie zadzwonił?
A.W.: W połowie czerwca ub. r. telefonicznie skontaktowała się ze mną fundacja DKMS. Podczas rozmowy pani poinformowała mnie, że w moim przypadku jest zgodność genetyczna z osobą potrzebującą i jestem wstępnie potrzebna jako dawczyni. Pani zapytała, czy przez najbliższe 3 miesiące mogę być w miarę dostępna, gdyby moja pomoc okazała się konieczna. Pytała, czy nadal chcę pomóc i czy jestem pewna swojej decyzji. Pod koniec czerwca fundacja ponownie się ze mną skontaktowała i poinformowała, że moja pomoc będzie konieczna. Upewniono się, że nie zrezygnowałam. Wówczas dokładnie wyjaśniono mi procedurę pobranie szpiku. Przedstawiono, że może odbyć się to w dwojaki sposób. Z krwi obwodowej lub z kości biodrowej pod narkozą. Zdecydowana byłam na obie te opcje.
Wtedy machina ruszyła?
A.W.: Tak. Od tej rozmowy fundacja była ze mną w stałym kontakcie. Podczas rozmów telefonicznych na bieżąco informowano mnie o każdej z procedur. Już pod koniec czerwca zaplanowano dla mnie badania w postaci USG, EKG, RTG oraz pobrano krew. Lekarze musieli sprawdzić, czy mój stan zdrowia pozwala na zostanie dawcą. Część badań odbywała się w Poznaniu, na te bardziej specjalistyczne musiałam udać się do Warszawy. Przebiegało to bardzo sprawnie. Po mniej więcej tygodniu lekarze dysponowali już moimi wynikami badań. Okazało się, ze wszystko jest w porządku. Wtedy po raz kolejny lekarze upewnili się, że jestem gotowa zostać dawcą. Poproszono mnie o wypełnienie specjalnych ankiet zarówno przed jak i podczas badań w szpitalu. Odebrano ode mnie pisemną zgodę na pobranie szpiku z krwi obwodowej oraz w razie konieczności z biodra. W moim przypadku szpik został pobrany z talerza kości biodrowej.
Czy do zabiegu musiałeś się specjalnie przygotowywać?
A.W.: Jak wyjaśnił mi lekarz, przy pobraniu szpiku z talerza kości biodrowej dawca nie musi przyjmować żadnych zastrzyków, jak ma to miejsce chociażby w przypadku pobrania szpiku z krwi obwodowej. Przed samym zabiegiem powtórzono mi kilka badań i to wszystko.
Jak wyglądał sam zabieg?
A.W.: Do szpitala zgłosiłam się 30 lipca. Wiedziałam, że chcę pomóc drugiej osobie i nie miałam większych obaw związanych z pobraniem, może tylko delikatnie obawiałam się narkozy, ponieważ nigdy nie byłam pod jej wpływem. Sam zabieg nie był niczym strasznym, mija bardzo szybko. W czasie zabiegu byłam w znieczuleniu ogólnym, więc nie czułam bólu. W tym czasie byłam pod stałym nadzorem personelu szpitala. Nie było żadnych komplikacji. Po wybudzeniu byłam senna i miałam lekkie mdłości, ale wytłumaczono mi, że taka sytuacja może się zdarzyć. Nic strasznego. Po pobraniu szpiku przez parę dni, w okolicy wkłucia, czułam jakbym się gdzieś delikatnie uderzyła. Po wybudzeniu otrzymałam telefon z fundacji z podziękowaniami. Następnego dnia opuściłam już szpital i w domu dochodziłam do pełni sił.
Jak na tę sytuację zareagowali przełożeni i koledzy z komisariatu?
A.W.: Przełożonych poinformowałem już po pierwszym telefonie z fundacji DKMS. Przypuszczałam, że wyrażenie zgody na zostanie dawcą szpiku wiąże się z niedługą, ale jednak nieobecnością w służbie. Zarówno ze strony przełożonych, jak i kolegów otrzymałem dużo wsparcia i troski, za co serdecznie im dziękuję.
Poinformowano Cię kim jest osoba, której pomagasz? Wiesz kto to jest?
A.W.: Wiem tylko tyle, że to młoda kobieta mieszkająca w Niemczech. Nie wiem, w jakim jest wieku, czym się zajmuje… Może kiedyś się dowiem. Procedury przewidują, że najwcześniej po upływie dwóch lat od zabiegu, za obopólną zgodą możemy się poznać. Lekarze uprzedzili mnie, że nie można wykluczyć, iż zabieg trzeba będzie powtórzyć. Wszystko zależy od stanu zdrowia biorcy. Teraz możemy kontaktować się wyłącznie z zachowaniem anonimowości za pośrednictwem fundacji.
Chciałabyś coś przekazać kobiecie, której pomogłaś lub innym którzy wahają się czy oddać szpik?
A.W.: Tak. Tej kobiecie, że trzymam kciuki za jej powrót do zdrowia i że może na mnie liczyć, gdy znów zajdzie taka potrzeba. A dla tych którzy się wahają powiem tylko tyle, że delikatny dyskomfort jest niczym w porównaniu ze świadomością, że dzięki Tobie ktoś może żyć dalej.
(KWP w Poznaniu / sc)