Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Wyjaśniono sprawę znikających piłek

Data publikacji 18.09.2008

Wilanowscy śledczy rozwiązali zagadkę tajemniczego znikania piłek z jednego z warszawskich pól golfowych, którego właściciel twierdził, że w niewyjaśniony sposób znikają one setkami. Policjanci ustalili mężczyznę, który twierdzi, że zbierał tylko piłeczki wypadające za ogrodzenie. Prawdopodobnie usłyszy on zarzut przywłaszczenia sobie cudzego mienia, za co grozi kara nawet do 3 lat więzienia.

Do tej niecodziennej sytuacji doszło na jednym z pól golfowych na terenie Warszawy. Właściciel zwrócił się o pomoc do wilanowskich stróżów prawa. Z jego terenu setkami ginęły piłki do gry w golfa. Towar sprowadza on z zagranicy płacąc za sztukę około 2 zł. W Polsce jedna piłeczka warta jest o wiele więcej. Wilanowscy policjanci od razu zajęli się sprawą. Każdy trop prowadził ich do 31-letniego mieszkańca Warszawy. Czekali jednak na odpowiedni moment, aby złapać Krzysztofa D. "za rękę".

Po kilku dniach kryminalni potwierdzili swoje przypuszczenia. Mężczyzna na portalach internetowych zamieścił ogłoszenie o sprzedaży piłek. Proponował do sprzedaży 530 piłeczek golfowych. Za sztukę zaproponował kwotę jednego złotego. Z okazji tej "skorzystali" policjanci i umówili się ze "sprzedawcą" na "spotkanie".

Krzysztof D. został zabrany do komisariatu. 31-latek tłumaczył, że żadnych piłek nie kradł. Nie wchodził rzekomo nawet na teren należący do pokrzywdzonego. Dodał, iż zbierał rekwizyty golfowe za ogrodzeniem pola. Twierdził, że czekał, aż któraś wypadnie poza teren i sądził, że w ten sposób staje się "legalnym" właścicielem nikomu już niepotrzebnych piłek. Policjanci znaleźli u 31-latka 628 takich piłeczek. Ich prawdziwy właściciel oszacował ich wartość na 1256 złotych. Nie miał on żadnych wątpliwości, że pochodzą one z jego pola golfowego. Umieszczone na rekwizytach charakterystyczne znaki potwierdziły miejsce ich pochodzenia.

Śledczy dokładnie zbadają całą tą sprawę. Wilanowscy policjanci wiedzą, że Krzysztof D. nie działał sam. Już są na tropie jego "wspólnika", który z pewnością nie uniknie odpowiedzialności.

Teraz o losach Krzysztofa D. będzie decydował prokurator. 31-latek, prawdopodobnie usłyszy zarzut przywłaszczenia sobie cudzego mienia, za co grozi kara nawet do 3 lat więzienia.
 

Powrót na górę strony