Groził, że spali mieszkanie za fikcyjny dług
Płoccy kryminalni zatrzymali 30-letniego mężczyznę, który podając się za przedstawiciela "mafii" zażądał spłaty długu, wraz z odsetkami, który miał zaciągnąć nieżyjący od czterech lat syn jednej z mieszkanek Płocka. Groził zemstą "mafii" - spaleniem mieszkania.
Wczoraj do mieszkania 65-letniej kobiety zastukał jakiś mężczyzna. Twierdził, że jej syn kiedyś pożyczył od "łódzkiej mafii" pieniądze i ona ma je teraz oddać, chodziło w sumie o 2200 zł. Kiedy przerażona kobieta powiedziała, że nie ma ani pieniędzy, ani żadnych kosztowności, zaczął grozić, że z "mafią" nie ma żartów. Twierdził, że mieszkanie innego opornego dłużnika zostało spalone i ją może spotkać podobny los. Dał jej czas do godziny 18.00, żeby zgromadziła sumę potrzebną na pokrycie długu. A przynajmniej przyniosła... 150 zł. Był tak łaskawy, że obiecywał nawet, że resztę dołoży z własnej kieszeni. Wyznaczył miejsce spotkania przy kościele i zniknął.
Roztrzęsiona płocczanka w pierwszym odruchu chwyciła za telefon i wszystko opowiedziała drugiemu synowi, a ten niezwłocznie powiadomił policję.
Sprawę potraktowano bardzo poważnie. Zachodziło prawdopodobieństwo wielkiego zagrożenia dla tej kobiety. Kiedy więc kobieta o godz. 18.00 pojawiła się w umówionym miejscu przy jednym z płockich kościołów, była już pilnowana i obserwowana przez policjantów. Jak tylko nadszedł windykator rzekomego długo, błyskawicznie obezwładnili go i przewieźli do policyjnego aresztu.
Okazał się nim 30-letni mieszkaniec Płocka. Według słów jego ofiary, kiedy z nią wcześniej rozmawiał, wyraźnie wyczuwała woń alkoholu. W międzyczasie przypomniała sobie, że właściwie go zna - kiedyś razem z jej nieżyjącym od czterech synem, pracowali razem w firmie ochroniarskiej.
Dziś 30-latek jest przesłuchiwany w prokuraturze, gdzie będzie miał przedstawione zarzuty i zdecydują się jego losy.