Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Pobił na śmierć z miłości

Data publikacji 14.09.2006

Policjanci ze Śródmieścia zatrzymali 57 – letniego obywatela Kanady, który pobił śmiertelnie swojego znajomego za to, że ten odebrał mu wybrankę i zagarnął pieniądze.

Pobił na śmierć z miłościWczoraj nad ranem ok. godziny 5.20 oficer dyżurny śródmiejskiej komendy otrzymał informację o zgonie w jednym z mieszkań przy ul. Lwowskiej w Warszawie. Natychmiast na miejsce pojechali policyjni specjaliści. W mieszkaniu policjanci zastali mężczyznę zgłaszającego zdarzenie, który w pierwszej fazie postępowania zeznał, że był świadkiem najścia na mieszkanie dwóch nieznanych mu osobników, którzy napadli i pobili właściciela. W wyniku tego zdarzenia nastąpił zgon. Jednak takie tłumaczenia od razu wzbudziły podejrzenia policjantów. Przez wiele godzin Stanisław B. był przesłuchiwany i jeszcze dwukrotnie zmieniał wersję wydarzeń, aż w końcu późnym popołudniem, przyznał się do popełnienia zbrodni. Zgromadzony w tym czasie materiał dowodowy potwierdził winę zatrzymanego 57 – letniego Stanisława B. Jeszcze wczoraj wieczorem przedstawiono mu zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi od 2 do 12 lat pozbawienia wolności.

Stanisław B. ma podwójne obywatelstwo polskie i kanadyjskie. Po rozwodzie, który odbył się niedawno w Kanadzie, mężczyzna postanowił poszukać sobie nową żonę w Polsce. Miał mu w tym pomóc jego stary znajomy z Warszawy - 57 – letni Andrzej G. Niebawem znalazła się odpowiednia kandydatka, która wyraziła zgodę na zawarcie małżeństwa jednak pod warunkiem przelania na jej konto 50 tys dolarów. Stanisław B. wpłacił pieniądze. Gdy przyjechał do Warszawy aby zawrzeć związek małżeński, dowiedział się od swego kolegi pośredniczącego w "swatach", że ze ślubu nic nie będzie, gdyż to właśnie on ma zamiar poślubić wybrankę Pana Stanisława. Nie ma też zamiaru oddawać mu wcześniej przelanych pieniędzy. W tym momencie doszło do bójki i fatalnego w skutkach pobicia.

Dzisiaj o dalszym losie zatrzymanego Stanisława B zadecyduje sąd.

Powrót na górę strony