Dzieci płakały, a rodzice byli w "Siódmym niebie"
Pięcioro małych dzieci samotnie spędzało noc w pozbawionym prądu mieszkaniu. Rodzice w tym czasie byli w „Siódmym niebie”. Tak nazywała się dyskoteka, w której odnaleźli ich policjanci.
Dochodziła godzina 2 w nocy, gdy suwalscy policjanci otrzymali sygnał, że z okna jednego z domów przy ul. Kościuszki wyglądają płaczące dzieci. Natychmiast w to miejsce został wysłany najbliższy patrol. Na wewnętrznym parapecie mieszkania siedziało dwoje zapłakanych, wyglądających przez okno dzieci. Z wnętrza pomieszczenia dobiegał płacz innych maluchów. Drzwi były zamknięte. Aby tam się dostać, wezwani zostali strażacy, którzy po drabinie wspięli się do środka i otworzyli drzwi.
Okazało się, że w ciemnym, pozbawionym prądu pomieszczeniu, bez jakiejkolwiek opieki było pięcioro malutkich dzieci: 6-letnia Martynka, o rok młodszy Kaperek, 4-letni Patryk, 2-letni Marcel i niespełna 7-miesięczna Gabrysia. Rodzeństwo było zagubione i przerażone. Najmłodsza dziewczynka leżała w przesiąkniętym moczem łóżeczku.
Gdy jeden policyjny patrol zajął się dziećmi, drugi ruszył w poszukiwaniu rodziców. Mundurowi odnaleźli ich dość szybko. 28-letni tatuś i 29-letnia mamusia byli w „Siódmym niebie”. Tak nazywała się dyskoteka, w której się bawili. Kobieta była trzeźwa, mężczyzna miał ponad 2 promile alkoholu. Dziećmi zaopiekował się personel miejscowego szpitala, rodzicami - suwalscy policjanci. Oboje spędzili noc w policyjnej izbie zatrzymań.
Funkcjonariusze ustalili, że małżonkowie najprawdopodobniej mają ograniczone prawa rodzicielskie. Cztery lata temu poparzone zostało jedno z ich dzieci, nad którym wówczas sprawowali opiekę. Dzisiaj suwalscy policjanci powiadomią o zdarzeniu sąd rodzinny i nieletnich.
(źródło: KWP w Białymstoku)