Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Dość kolesiostwa w Policji

Data publikacji 07.12.2006

O końcu czasów kolesiostwa w Policji, nastrojach wśród funkcjonariuszy, ustawie o modernizacji Policji, o śmierci dwojga funkcjonariuszy i relacjach z MSWiA mówi w wywiadzie dla Dziennika komendant główny Marek Bieńkowski.

Jerzy Jachowicz: Kto jest winien śmierci dwojga policjantów z Dworca Centralnego?

Marek Bieńkowski: Precyzyjnie na to pytanie odpowie prokuratura. Odpowiedzialność moralną, a także prawną ponosi komendant posterunku z Dworca Centralnego. Nie wolno mu było wydać polecenia takiego wyjazdu. Dlatego natychmiast przekazałem sprawę prokuraturze. Niewątpliwie winę moralną, niewykluczone, że również karną, ponosi Tomasz Serafin, dyrektor departamentu, który - jak wiemy - pracował w tym komisariacie, był kolegą komendanta tego posterunku. Zadziałało niedopuszczalne w policji kolesiostwo.

A wcześniej nie było przypadków kolesiostwa?
Są jeszcze nawyki z poprzednich okresów, kiedy niektórzy dyrektorzy z MSWiA próbowali dzwonić do komendanta głównego policji i sugerować mu, jak ma postępować czy jakie ma podjąć decyzje. Albo wydawać jakieś polecenia bezpośrednio innym policjantom. Nazwę każdego kłamcą, kto by powiedział, że za moją akceptacją jakiś dyrektor wydał polecenie policjantowi. Od listopada 2005 roku taką mam umowę z kierownictwem resortu, że nikt nie będzie mieszał się do spraw policji. Ja tu rządzę. Marek Bieńkowski. I wszyscy o tym wiedzą.

Jak pan rządzi, jeśli szef posterunku Waldemar Płoński zgadza się na taką prywatę dyrektora?
Nowe porządki trudno zaprowadzić z miesiąca na miesiąc. Dałem jednak wyraźne sygnały wszystkim podwładnym, jakimi zasadami winien kierować się policjant. Sam jeżdżę poza służbą prywatnym samochodem. Wprowadziliśmy do przepisów policyjnych zasadę składania oświadczeń majątkowych. Jeśli złapiemy policjanta na korupcji, traci on policyjną emerytutrę i mieszkanie służbowe. Sprawdzamy też jego uczciwość na wykrywaczu kłamstw. Rozbudowujemy biuro spraw wewnętrznych, słowem: zaostrzamy dyscyplinę. Zmieniłem większość komendantów wojewódzkich i powiatowych. Czy to nie jest sygnał mówiący: panowie, skończyły się czasy kolesiostwa, niejasnych źródeł dochodów.

A czy dotarło już do pana, że nie tylko wśród niższych funkcjonariuszy po tym zdarzeniu panuje fatalna atmosfera?
Zleciliśmy zbadanie jej niezależnym ośrodkom. Wynika, że nastroje są nieco lepsze od tych sprzed dwóch lat. Zmienić może je jednak na lepsze przygotowywana ustawa o modernizacji policji.

Czy pana zdaniem młodzi policjanci z Dworca Centralnego, czując w oddechu swojego pasażera alkohol, mieli prawo zażądać od komendanta posterunku polecenia wyjazdu do Siedlec na piśmie?
Przypuszczam, że mieli pełne zaufanie do swojego przełożonego i wierzyli, że zadanie, które im powierzył, jest zgodne z prawem, czyli że komendant posterunku miał zgodę szefa stołecznej policji. W żadnej mierze nie można winić za ten wyjazd - już niestety śp. -funkcjonariuszy.

Gdzie pan był i co pan robił, kiedy dowiedział się o tym, że dwójka funkcjonariuszy zaginęła?
Byłem w domu. Krótko przed południem zadzwonił do mnie komendant stołeczny. Od razu powiadomiłem szefa resortu Ludwika Dorna, który od ręki zatwierdził moją propozycję. Po pierwsze, że wprowadzamy maksymalne siły funkcjonariuszy i uruchamiamy wszystkie dostępne nam środki techniczne. Zaakceptował też, że trzeba od razu zacząć prowadzić wyjaśnienia tego, co się stało dotychczas i wszystkich kroków następnych, także w odniesieniu do dyrektora Tomasza Serafina.

Kolejnym błędem policji jest to, że wyjechała wozem, który nazywa się radiowóz, a nie było tam radia?
Nie szukam tanich usprawiedliwień, dlaczego do tego doszło. Za wszystko, co się dzieje w policji, odpowiadam ja. Również i za tę tragedię. I zadaję sobie pytanie: Gdzie mogliśmy popełnić błąd? Czy przepisy są wystarczające? Moim zdaniem tak. Niestety zostały złamane. Czy zostało popełnione przestępstwo? Tak. Czy ktoś w policji próbował kryć to przestępstwo? Nie. W policji z całą pewnością nie.

Co to za przestępstwo?
Opóźnienie rozpoczęcia poszukiwań.

Niemożliwe!
Niestety tak. Bo oni rozpoczęli poszukiwania na własną rękę.

Co za oni?
Komendant posterunku i Tomasz Serafin. Byli ze sobą w tym czasie w stałej łączności telefonicznej. Komendant najpierw próbował połączyć się z zaginionymi przez radio. Już to świadczyło o bałaganie, j aki panuj e w tej komendzie, bo radio leżało sobie w szafie na posterunku. Komendant wysłał samochód na trasę Warszawa - Siedlce. A i sam Tomasz Serafin zaczął jeździć w pobliżu Siedlec własnym samochodem.

Jak długo policjanci będą jeździć jeszcze zdezelowanymi samochodami, w dodatku bez GPS, a nawet, jak w przypadku poloneza, którym odwozili do Siedlec dyrektora Serafina, nawet bez ABS?
To jest pytanie do poprzednich polityków, ale już we wtorek wieczorem, w ten dramatyczny dzień, sejmowa komisja spraw wewnętrznych jednogłośnie przyjęła nasz projekt modernizacji policji. Projekt ten zakłada m.in., że w ciągu trzech lat kupimy 8 tys. nowych samochodów. Każdy wyposażony w GPS jako niezbędny element bezpieczeństwa policjantów. W tym roku kupiliśmy 500 szt. Projekt zakłada pełną komputeryzację policji. Przewiduje też, że policjanci zaczną wreszcie godnie zarabiać. Nie łudźmy się jednak, że modernizacja poprawi morale policji, jeżeli będzie ona gniła od środka. A dobry przykład może iść tylko z kierowniczych stanowisk. Dlatego zmieniliśmy i będziemy zmieniać, gdy zajdzie potrzeba, ludzi na funkcyjnych miejscach. Zaostrzyliśmy też zdecydowanie kryteria doboru. Nawet w jednym przypadku nie powołałem nikogo z powodów innych niż tylko sprawdzone umiejętności zawodowe. Przyjęliśmy też założenie, że stutysięczna armia musi być nieustannie weryfikowana.

W ostatnich godzinach rozmawiałem z kilkoma funkcjonariuszami z Komendy Stołecznej. Wszyscy oni mówią, że jest wojna między MSWiA a policją. Co to za wojna?
Nie, to nieprawda. Cały czas miałem bezpośredni i wyłączny kontakt z wicepremierem Domem. Można powiedzieć, że działaliśmy ręka w rękę. Ja podejmując decyzje, a on akceptując je bez zastrzeżeń. Jeśli ktoś sądzi, że ja miałem jakieś sugestie ze strony szefa resortu, żeby coś przykryć w tej sprawie, coś pominąć, to jest w błędzie.

Wydaje się, że przyczyną konfliktu jest kwestia przekazu informacji w tej sprawie. Pojawiały się bowiem informacje wręcz fałszywe, np. że dwójka zaginionych policjantów wyjechała z jakąś misją specjalną. I przekazaniem takiej wiadomości szefostwo MSWiA obarczało policję.
Jeśli były jakieś przekłamania, to z całą pewnością nie pochodziły one z policji. Cały czas podawaliśmy informacje prawdziwe.

Czy powie więc pan ministrowi Dornowi, że przypisywanie policji udzielania fałszywych informacji jest nadużyciem?
Już powiedziałem. Uważam, że za ludźmi powinny przemawiać fakty, dlatego rozpoczęło się postępowanie wyjaśniające, z jakich źródeł pochodziły przekłamania w sprawie zaginionych policjantów.

Rozumiem, że policja nie zatajała niczego?
Dokładnie tak. Kiedy tylko został zebrany wstępny materiał dowodowy o roli pana Serafina, ani przez chwilę nie wahałem się, aby podać do wiadomości publicznej informację o tym, że chodzi o jednego z dyrektorów MSWiA. Natomiast wstrzymywaliśmy się z informacjami, które nie były jeszcze potwierdzone.

Czy pan Serafin powiedział, gdzie i z kim spędzał andrzejkowy zakrapiany wieczór?
Po całonocnym przesłuchaniu, dopiero nad ranem.

Czyli już wiadomo gdzie i z kim?
Tak, ale nie mogę tego powiedzieć, bo to jest w tej chwili objęte tajemnicą śledztwa (nasi reporterzy wykryli to i piszą o tym na str. 14 - red.).

Co pan zamierza zrobić dla bliskich dwójki tragicznie zmarłych policjantów?
Nie ma takiej siły ani takich środków, które byłyby wystarczającą kompensatą dla tych ludzi. Oni do końca życia będą żyli w przekonaniu, że ich najbliżsi zginęli z powodu kolesiostwa. Dlatego zdecydowałem się osobiście powiadomić ojca Justyny Zawadki oraz żonę Tomasza Twardy. Oni są w ciągłym szoku. Mają nieustanne pretensje do policji. Trudno nie przyznać im racji. Wysłałem psychologów, kiedy tylko wyrażali na to zgodę. Ale oni nie zawsze sobie tego życzą. Zgodnie z przepisami policji żona Tomasza Twardy będzie otrzymywała rentę, a jego dziecko kompensatę za naukę aż do czasu skończenia studiów. Jest też w policji fantastyczny zwyczaj. Rodzinom zmarłych na służbie policjantów pomagają garnizony. Opiekują się nimi jak własnymi rodzinami.

Współpraca: Kamila Baranowska

Powrót na górę strony