Po zabójstwie woził zwłoki w aucie
40-letniego mężczyznę, który udusił swoją konkubinę i przez siedem godzin woził w swoim aucie, jeżdżąc po Warszawie, zatrzymali policjanci z Pragi Północ. W tej chwili ważą się jego losy w sądzie. Może mu grozić nawet dożywocie.
Jak ustalili policjanci z Pragi Północ do tragedii doszło w piątek około 15.00 na warszawskiej Białołęce. Między konkubentami doszło do kłótni. Przebywali wtedy w mieszkaniu sami. Dwoje dzieci w wieku 14 i 12 lat było w szkołach, a 4-letnie w przedszkolu. Najpierw mężczyzna uderzył kilkakrotnie kobietę w głowę. Potem udusił. Po zabójstwie wyniósł kobietę do samochodu, położył na tylnym siedzeniu i przykrył kocem. Przez siedem godzin jeździł bez celu po całej Warszawie.
W tym czasie poprzedni partner 36-letniej kobiety zgłosił w komendzie przy Myśliborskiej jej zaginięcie. Podał markę oraz numery rejestracyjne auta należącego do jej obecnego konkubenta. Powiedział policjantom, że prawdopodobnie wydarzyło się coś niedobrego. Rozpoczęły się intensywne poszukiwania.
Około 22.35 dyżurny komisariatu na Białołęce zauważył przez okno podjeżdżający na parking poszukiwany samochód. Kierowca po zaparkowaniu próbował się oddalić. Policjanci wybiegli z komendy i zatrzymali mężczyznę. Mężczyzna był trzeźwy.
40-latek w przeszłości był notowany za niepłacenie alimentów. W tej chwili ważą się jego losy w sądzie. Może mu grozić nawet dożywocie.
(źródło: KSP)