Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Kradzieży nie ma, ale są zarzuty

Data publikacji 26.05.2010

Zgłaszają kradzież swoich aut, policjantom opowiadają całkiem przekonywujące historie. Szybko jednak okazuje się, że niektórzy ze zgłaszających po kilkunastu wnikliwych pytaniach gubią się w zeznaniach. Wtedy wychodzi na jaw, że składali fałszywe zeznania. Tzw. zgłoszeniówki to niestety coraz częstsze sprawy, z którymi mają do czynienia stołeczni policjanci. Sprawcy najczęściej próbują w ten sposób wyłudzić pieniądze z odszkodowania.

Taki cel przyświecał Janowi C. i Mariusz L. Ten pierwszy zgłosił się do komisariatu w Konstancinie Jeziornie i zgłosił zawiadomienie o kradzieży volvo z parkingu. Mężczyzna sprawiał wrażenie bardzo przejętego sprawą. Twierdził, że skradziony samochód kupił na raty, których jeszcze nie spłacił. Do Konstancina przyjechał załatwić ważne sprawy, zostawił auto na parkingu przy ulicy Wierzejskiego, a gdy wrócił już go nie było. Właściciel oszacował straty na kwotę 30 000 złotych. Policjant zajmujący się sprawą zwrócił uwagę na nieścisłości pojawiające się w relacji 35-letniego Jana C. Sprawą zajęli się piaseczyńscy kryminalni zajmujący się zwalczaniem przestępczości samochodowej. Funkcjonariusze zaczęli drobiazgowo sprawdzać wiarygodność zeznań zgłaszającego. Po miesięcznym dochodzeniu wiadomo było, że nie mówił prawdy. Przyznał, że miał problemy finansowe ze spłatą kredytu. Dlatego też o pomoc w pozbyciu się auta zwrócił się do znajomego. Wobec obu zastosowano policyjny dozór.

Z fałszywym zawiadomieniem o kradzieży mieli też do czynienia policjanci z Nadarzyna. Do komisariatu zgłosił się 32-letni Mariusz T., który zawiadomił o kradzieży fiata uno. O kradzież oskarżył kolegę z pracy. Gdy policjanci zaczęli pytać o szczegóły, mężczyzna zmieniał wersje. Początkowo twierdził, że to kolega z pracy ukradł mu kluczyki i zabrał auto z parkingu. Prawda jednak wyglądała zupełnie inaczej. Okazało się, że znajomy z pracy na terenie firmowego parkingu uszkodził pojazd zgłaszającego i choć zobowiązał się naprawić auto na własny koszt, nie uczynił tego, zwlekając z oddaniem samochodu. 32-latek chcąc przyśpieszyć naprawę i odzyskanie samochodu, zgłosił jego kradzież na Policję. Pojazd został odnaleziony w warsztacie samochodowym na terenie gminy Nadarzyn. Mężczyzna usłyszał zarzuty.

W innym przypadku „zgłoszeniówkę” wykryto już po godzinie od zgłoszenia. Historia o tym, że mężczyzna przyjechał do Wesołej pograć w piłkę, potem zostawił tam na noc audi, bo sam wypił piwo i nie mógł prowadzić, a w tym czasie auto zniknęło, od razu wydała się podejrzana. Policjanci udowodnili 22-latkowi składanie fałszywych zeznań.

Takie same zarzuty usłyszał 22-letni Andrzej G. Mężczyzna opowiedział policjantom na Śródmieściu, że został napadnięty i pobity, gdy wracał wieczorem do domu. Jak się okazało, wszystko wymyślił, bo nie chciał mieć problemów z wyrobieniem nowych dokumentów.

Trzy lata wiezienia grozi także 36-letniemu Andrzejowi S., który zgłosił kradzież swojego fiata seicento ze szpitalnego parkingu. Kiedy po około dwóch godzinach odwiedzin u chorej wrócił, auta już nie było. Podczas przesłuchania mężczyzny pojawiły się nieścisłości. Szczególne wątpliwości nasuwał fakt, że kradzież zgłoszono dopiero po dwóch miesiącach.

Opisane przypadki to dowód na to, że osoby, które zgłaszają przestępstwo, którego w rzeczywistości nie było, ponoszą odpowiedzialność karną. Sprawcom nie pomaga nawet najlepiej przygotowana wersja wydarzeń. Sprawa wychodzi na jaw podczas drobiazgowych przesłuchań. Policjanci szybko weryfikują zebrane materiały i przedstawiają im zarzuty. Za składanie fałszywych zeznań i zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie sprawcom grozi do 3 lat pozbawienia wolności.

W ubiegłym roku policjanci z wydziału dw. z przestępczością samochodową KSP ujawnili w całym garnizonie stołecznym 77 "zgłoszeniówek" (w 2008 r. - odkryto 88, w 2007 r. - 137, a w 2006 r. - 248).

(KSP / mw)

Powrót na górę strony