PaT oczami uczestników
Na 6. Przystanku PaT przebywało ok. 2 tys. osób. Każdy inaczej postrzegał festiwal, widział jego mocne i słabe strony. Jakie mieli odczucia, co ich tam sprowadziło, co sądzili o współuczestnikach? Co im się podobało, a co by zmienili?
Katarzyna (opiekun): Przyciągnął mnie tutaj przede wszystkim pan Grzegorz Jach. Najbardziej charyzmatyczna osoba, jaką znam. Człowiek - energia. Wszystkich zaraża swoim entuzjazmem, a sam twierdzi, że to my jego zarażamy. I właśnie ta energia - organizatorów i młodych uczestników, najbardziej zapadła mi w pamięć. Każdy przekazuje ją drugiej osobie i tak naprawdę nie ma momentu, żeby ktokolwiek z nas ją utracił. Pomimo tego, że śpimy po 3-4 godziny na dobę, zmęczenia nikt tu nie odczuwa.
Młodzi ludzie, którzy tutaj są, z całej Polski, przyjechali po prostu pobyć z rówieśnikami. Są tacy, którzy mają artystyczne dusze - wyjątkowi i ekscentryczni. Działają w teatrze, muzyce, tańcu, malarstwie. Są i tacy, jak my, którzy z racji wykształcenia i zawodu, są tutaj, by młodzieży pomagać. Myślę, sam Przystanek PaT będzie się rozrastał i niedługo będzie musiał się odbywać na Saharze, by wszystkich pomieścić.
Klaudia (uczestniczka): Trafiłam tu dzięki koleżance, namówiła mnie i postanowiłam przyjechać. Trochę z nudów, by mieć odrobinę rozrywki w wakacje. Najbardziej zaskoczyli mnie moi rówieśnicy. Nie ma tutaj takich, którzy nie mają nic do powiedzenia. Już samo to, że przyjechali na Przystanek PaT, wiedząc, że nie będą tu mieli żadnej styczności z alkoholem i innymi środkami, jest wielkim plusem. Minusy? Pogoda, ale na nią nie mamy wpływu. Najbardziej cieszy mnie to, że od 3 dni przebywam w innym świecie, nawiązuję nowe przyjaźnie, które później będę mogła utrzymać.
Dominika (opiekun): trafiłam tu dzięki projektowi, którzy przeprowadza Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW w ramach deklaracji akademickiej. Najbardziej w Przystanku PaT podoba mi się to, że ta impreza przełamuje wszelkie stereotypy dotyczące współczesnej młodzieży. Młodzi uczestnicy nie są tak źli, jak się ich określa, całkiem nieźle potrafią się bawić bez żadnych używek. Charakteryzuje ich wielka otwartość, empatia i zrozumienie dla innych. Nie odmówią w potrzebie, nie odsuną się, gdy będziesz potrzebować pomocy. Nie ma barier wiekowych i „statusowych”, wszyscy są tu równi. Uważam jednak, że cały festiwal jest trochę za mało nagłośniony w mediach, zwłaszcza w skali ogólnokrajowej. Ale być może wynika to z tego, że to dopiero szósty przystanek.
Bartek (uczestnik): Jestem tutaj trzeci raz, zacząłem od Garwolina. Do kolejnych przyjazdów zachęcają mnie przede wszystkim uczestnicy. Ci, których już znam i nowi, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z przystankiem. Atmosfera wśród nas jest wspaniała, wszyscy jesteśmy razem, nie tworzą się żadne podgrupki. Sprzyjają temu warunki: wspólnie jemy, śpimy w sali gimnastycznej, gdzie przebywa ok. 100 osób - jedni śpią na materacach, inni na łóżkach. Zresztą i tak o śnie nie ma tu praktycznie mowy - szkoda czasu. Warsztaty, rozmowy, basen od 23 do 3. Dziś spałem od 4 rano. Ale wcale nie jestem zmęczony, a wręcz przeciwnie - naładowany energią. Jedyny minus to wieczne kolejki - do łazienki, do obiadów. Do uczestnictwa w przystanku namawiałem i będę namawiał swoich znajomych. Można nawet powiedzieć, że jestem promotorem tego festiwalu.
Maja (uczestniczka): Jestem tu po raz pierwszy, o projekcie dowiedziałam się na swojej uczelni, Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Przyjechałam wraz ze swoimi koleżankami i kolegami - studentami resocjalizacji. To dla nas dodatkowe doświadczenie, mamy szansę zobaczyć, jak młodzież żyje i czy daje sobie radę w dzisiejszych czasach. Wiadomo, że większość tych młodych próbowała lub spróbuje przynajmniej raz w życiu jakiejś używki. Nie ma co się oszukiwać, to samo życie. Ale chodzi o to, by znali umiar, by wiedzieli,
że wszystko jest dla ludzi, ale że rezygnacja z tego typu środków przychodzi bardzo łatwo. Wszystko z rozsądkiem.
Podobają mi się współuczestnicy: bardzo otwarci, chętni do zabawy, pozytywnie do wszystkich nastawieni. Klaszczą, skaczą, śpiewają, są bardzo spontaniczni. Dobrze oceniam też organizowane zajęcia, ponieważ prowadzą je świetnie dobrani instruktorzy.
To bardzo dobrze, że przystanek cały czas się rozrasta, że jest tu tyle młodych. Ale duża liczba uczestników jest też minusem. Niektóre warsztaty są po prostu przepełnione,
co uniemożliwia pełne uczestnictwo. Przykład? Większa grupa na zajęciach tanecznych sprawia, nikt mnie nie poprawi, bo po prostu nie zauważy, moich błędów. Za rok, jeśli tylko się uda, wrócę i mam nadzieję, że będzie równie fajnie.
Robert Koniuszy (koordynator programu woj. warmińsko - mazurskiego): Moja przygoda z przystankiem rozpoczęła się, gdy wspólnie z Katarzyną Krakowiak zakładaliśmy Klub Literacki „Niebieskie Pióro” zrzeszający piszących policjantów. Kiedy dowiedziałem się, że w policji jest teatr, oszalałem, bo teatr jest moją miłością. Dlatego, że sam w sobie jest profilaktyczny. Na scenie uczymy się śmiałości, wyrażania siebie i swoich uczuć, odwagi, rozmawiania o problemach. Przełamujemy barierę nieśmiałości.
Młodzi ludzie, którzy tutaj przyjechali, są przede wszystkim zdyscyplinowani. Dlaczego? Bo łączy ich pasja - taniec, teatr, muzyka, fotografia. Dlatego tak chętnie, sami z siebie, biorą udział w warsztatach. Pracują do 3 nad ranem nie dlatego, że ktoś im każe, ale dlatego, że sami tego chcą. Pozytywnie zakręceni, fantastyczni, bardzo twórczy, pasjonaci - to uczestnicy Przystanku PaT. Przyjeżdżając tutaj, mamy szansę przede wszystkim porozmawiać z młodymi. Poznać ich. Bo na co dzień nie mamy na to czasu, nie rozumiemy młodego pokolenia, bo z nim nie rozmawiamy. Wypowiadamy o nich sądy, nie znając dobrze ich wartości.
Nasz festiwal to organizm, któremu my nadajemy pewne ramy twórcze, ale absolutnie nie chcemy ingerować w konstrukcję psychologiczną młodego człowieka. Dajemy mu szansę
i pokazujemy, że w sztuce można odnaleźć i zrozumieć samego siebie. Pokazujemy, że używki nie są potrzebne. To nie jest sekta - to ludzie którzy przyjeżdżają na 5 dni, żeby się twórczo otworzyć. I dzięki temu powstaje społeczność. Dzięki temu rozrastamy się, dodajemy nowe atrakcje, nowe warsztaty prowadzone często przez osoby spoza granic naszego kraju. Jesteśmy słyszalni, jesteśmy w TVP, piszą o nas w prasie lokalnej, ogólnopolskiej. Ale nie każdy wyczyta z artykułów najważniejsze - to jak tu jest. To trzeba przeżyć samemu.
Łukasz (uczestnik): Jestem tu pierwszy raz, dostałem się dzięki pani pedagog, która zaproponowała ten wyjazd osobom uczestniczącym w warsztatach teatralnych. Cel festiwalu jest bardzo dobry, uważam że powinno się organizować jak najwięcej takich akcji. Myślę, że wpojona tutaj asertywność pozostanie w nas na dłużej. Podobają mi się ludzie, bardzo zakręceni, dlatego atmosfera jest niezwykle wesoła. Chętnie bym został, ale gdyby mnie porządnie nakarmili.
Magda (uczestniczka): Dostałam się tu dzięki nauczycielce języka polskiego, prowadzącej warsztaty teatralne. Zebrała się grupa, która tutaj przyjechała. Podobają mi się nocne spotkania i różnorodność tematów rozmów. Bardzo łatwo nawiązuje się nowe kontakty, nie ma snobizmu i zamknięcia na innych. Minusem jest organizacja czasu wolnego, np. w tej chwili nie mam co robić.
Adam (uczestnik): Słaba jest moim zdaniem organizacja - powinno być więcej warsztatów najbardziej obleganych, np. tanecznych czy nauki judo. Wymaga to też większej liczby instruktorów. Zaskoczyła mnie otwartość opiekunów, ich spokój i opanowanie. Nie ma wulgaryzmów, przezwisk, wszyscy traktowani są jednakowo.
Marta (uczestniczka): Jestem tu drugi raz. Byłam na 4 przystanku, spodobała mi się atmosfera tu panująca i koncerty. I oczywiście ludzie - inteligentni, którzy wiedzą, czego chcą. Nie ma kłótni, jest twórcza dyskusja. Nie ma grupek, jest wspólnota. Organizacja poprawia się z roku na rok. Na 4. przystanku były dwa prysznice na kilkaset osób, tutaj jest dużo lepiej: wszędzie blisko, spokojnie można znaleźć kilka miejsc, żeby się wykąpać. Taka impreza jest na pewno lepsza niż siedzenie w klasie i słuchanie „mówek” wygłaszanych przez nauczyciela. Tutaj pogadanki też są, ale innego rodzaju. Gdy mówi pan Jach, mogę go słuchać godzinami. Przemawia on do mnie o wiele bardziej niż oklepane formułki szkolnych pedagogów.
Dawid (uczestnik): Jestem tu pierwszy raz, wygrałem konkurs, w którym nagrodą był pobyt na Przystanku PaT. Na początku zaskoczyło mnie to całe zamieszanie, które wytworzyło się po przyjeździe. Nikt nie wiedział, gdzie iść i co ze sobą zrobić. Ale trudno się dziwić - w końcu 1700 uczestników to liczba niebagatelna. Później się uspokoiło. Jesteśmy różnorodni, a mimo wszystko potrafimy się połączyć i tworzyć coś wspólnie. Bo łączy nas pasja. Wiemy po co tu jesteśmy, a przystanek napędza nas do działania. Dzień miesza się z nocą, wszystko pędzi. Podoba mi się ten tryb życia.
Uważam, że idea PaT-u jest prawdziwa do bólu: zdejmuje z profilaktyki odium, które powoduje, że konkretna osoba sądzi, że problem dotyczy wszystkich innych, prócz jej samej. PaT powoduje, że profilaktyka jest bliżej nas. A o to przecież chodzi - żeby ją ściągnąć z księżyca, żeby ludzie zdali sobie sprawę, że każdy jest narażony na niebezpieczeństwo. Kadra i wszyscy, którzy tworzą ten przystanek, dają z siebie wszystko. Ale to od nas zależy, czy idee przez nich zaszczepione zostaną w nas na dłużej.
Agata Wieczorek, fot. PaT