Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Gliniarz z konikiem – Marek Struski

Data publikacji 24.06.2007

Każdy kto poznał nadkomisarza Marka Struskiego wie, że wizycie w jego domu towarzyszą ekstremalne emocje. Już od progu 16 wijących się po terrariach węży wita gości budzącym dreszcze na skórze sykiem. I pewnie dlatego jego samego przyjaciele nazywają wężem i łowcą zwierząt, a listonosze odwiedzają go raczej niechętnie.

- Moja pasja do gadów to pewna ewolucja, której początki dała akwarystyka a następnie hodowla żab, modliszek, patyczaków, pająków i jaszczurek - wylicza Marek Struski.

Jednak prawdziwa pasja obudziła się w nim, gdy zajął się hodowlą węży. W 1999 r. wybrał się do Łodzi na giełdę hodowców zwierząt i przywiózł stamtąd czerwonego węża zbożowego.

- Żona stwierdziła, że taki mały to przecież się zmieści - mówi z uśmiechem Struski. Od tego czasu zaczęły pojawiać się kolejne węże, które dziś zajmują zabudowany w terraria dziewięciometrowy przedpokój.

Pierwszego pytona królewskiego przywiózł do domu w czerwcu 2000 roku. Wąż był poparzony i zaniedbany. Udało mu się go wyleczyć. Później włączył do kolekcji tak popularne węże mahoniowe jak i szlachetne gatunki węży królewskich, węże diademowe, które udało mu się rozmnożyć. Nadkomisarz spodziewa się w niedługim czasie przyjścia na świat 9 pytonów dywanowych, którymi już od wyklucia, trzeba zajmować się jak małym dzieckiem. Wymagają w tym czasie szczególnej pielęgnacji, odpowiedniego karmienia i dogrzania. Hodowcy są niemalże jak rodzice.

- Węże pociągają mnie dlatego, że są trudne w hodowli i przychówku. To wymaga wielkiego poświęcenia. Im coś trudniej osiągnąć tym większą odczuwam satysfakcję – podkreśla nadkomisarz Struski.

Aktualnie posiada 16 węży. Wszystkie to dusiciele, które nie są jadowite. Węże kupuje tylko od hodowców, z legalnego źródła i z dokumentami o ich pochodzeniu. Taki zakup trzeba nastepnie zgłosić w ciągu 14 dni do odpowiedniego urzędu. Sam wąż, w zależności od gatunku, może kosztować od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Dość kosztowny w hodowli jest sprzęt utrzymujący wilgotność i oświetlenie w terrarium. Najdroższym z węży, które posiada jest pyton dywanowy. 

- Kupiłem jednego od hodowcy niemieckiego. Kosztował mnie prawie 500 zł. Marzę jeszcze o pytonie zielonym z Australii. Moje węże są tak wrażliwe i mają taki węch, że gdy wracam z karmą do domu, ożywiają się nagle czując jedzenie. Zaczynają pełzać po terrariach i czekają kiedy otworzę szybki do karmienia. Karmię je pokarmem martwym. A przysmakiem są myszki i szczury.

Każdy wąż ma swoje własne terrarium choć młode mogą być trzymane razem. Jak do tej pory nadkomisarz miał węże z każdego kontynentu, a obecnie głównie hoduje węże z Ameryki Południowej, Afryki i Australii. Największy okaz to pełzający pyton dywanowy. Ma blisko 2 metry długości i waży 4,5 kilograma. Jego pupilem jest pyton harrisoni, ten którego kiedyś sam wyleczył.

- Moja rodzina przyzwyczaiła się do egzotycznych okazów i śpi spokojnie. Jedynie suczkę Ennę trzeba pilnować aby nie próbowała się "bawić" z nietypowymi domownikami.

Wśród hodowców zwierząt działają fora internetowe skupiające również hodowców węży. Na jednym z nich można spotkać także  nadkom. Marka Struskiego, na którym wymienia z innymi swoje doświadczenia. 

- Ciągle się uczę i nie wstydzę się przyznać do pewnych luk w tej dziedzinie. Posiłkuję się też fachową literaturą.

Hodowli węży towarzyszy też wiele zabawnych historii. Jedną z nich jest zimowy spacer węża zbożowego. 

- Kiedyś samiec zbożówki wybrał się na zimowy spacer po mieszkaniu i ulokował się pod szafą. Najtragiczniejsze było to, że wpadł tam w hibernację - zimowy sen, który może trwać nawet do 4 miesięcy. Po kilku tygodniach przerażony tym podjąłem trudną decyzję o rozebraniu szafy i wyciagnięciu mojego pupila. Jeśli ktoś składał wcześniej szafę wie ile pracy, czasu i emocji trzeba na to przeznaczyć. Ja spędziłem w ten sposób nie jeden weekend na tropieniu węża – wspomina z uśmiechem nadkomisarz.

O Boże! to pierwsze słowa jakie słyszy Marek Struski, gdy wita gości w progu. A wielu inkasentów, czy listonoszy, którzy niepewnym krokiem przekraczają próg mieszkania, nagle bledną i zmieniają zdanie cofając się do wyjścia.

Znajomi nazywają mnie wężem i łowcą zwierząt, choć moja praca zawodowa wiąże się z ruchem drogowym. Bardzo dużo czasu wolnego przeznaczam na pracę przygotowując się do wykładów z bezpieczeństwa ruchu drogowego. Pozostały na rodzinę i hobby. Koledzy policjanci są bardzo ciekawi mojej pasji jednak nikt nie odważył się na hodowlę węży, ale jest jeden który ma jaszczurki – dodaje na koniec.

Nadkom Marek Struski l. 42, jest specjalistą Sekcji Ruchu Drogowego KMP w Częstochowie. W policji pracuje od 1987 r., w ruchu drogowym od 1997 r. W służbie zajmuje się organizacją i planowaniem służby ruchu drogowego. Policjant  skończył Wyższą Szkołę Policji w 1991r i Wydział Nauk Politycznych Uniwersytetu Wrocławskiego w 1994 r.

 Małgorzata Witer

Powrót na górę strony