Bombowi 15-latkowie
Policjanci zatrzymali czterech 15-latków, którzy grozili eksplozją bomby i zażądali od starszej kobiety wydania 1.000 zł. Policyjny pies znalazł na działce zardzewiały pocisk lotniczy. W trybie alarmowym wezwano grupę policyjnych antyterrorystów i ewakuowano mieszkańców domu. Policjanci szybko ustali, że pocisk nie był uzbrojony a jednym ze sprawców jest wnuk kobiety.
Wszystko zaczęło się od telefonu w sobotę ok. 21:45. Wtedy mieszkanka gminy Trawniki otrzymała informację, że pod jej domem jest ładunek wybuchowy, który wybuchnie, jeżeli w ciągu trzech godzin ta nie położy pieniędzy na schodach własnego domu. Natychmiast o tym zdarzeniu powiadomiła Policję. Na miejsce przyjechali policjanci z rozpoznania pirotechnicznego wraz ze specjalnym psem do wyszukiwania ładunków wybuchowych. Pies zaznaczył miejsce, w którym znajdował się pocisk lotniczy o wymiarach 5x15 cm. W trybie alarmowym wezwano specjalną grupę policyjnych antyterrorystów wraz ze sprzętem specjalistycznym. Natychmiast ewakuowano mieszkańców domu. Akcja trwała kilka godzin. Gdy pocisk zdetonowano na poligonie w Sitańcu okazało się, że łuska pocisku lotniczego nie zawierała ładunku.
W tym samym czasie wywiadowcy i policyjni eksperci ustalali osobę, która dzwoniła z żądaniem okupu. Pomimo, że sprawcy zmieniali karty w telefonie szybko udało się ich ustalić. Okazali się nimi czterej 15-latkowie, mieszkańcy gminy Trawniki. Pomysłodawcą całej akcji okazał się Radosław S., który postanowił wykorzystać fakt, że jeden z jego rówieśników znalazł nad rzeką Wieprz pocisk lotniczy. Później nastąpił ścisły podział ról. Radek W. zadzwonił do babci swojego kolegi i zagroził wybuchem. Marek B. podłożył ładunek wybuchowy, a pomysłodawca miał odebrać pieniądze pozostawione na schodach.
Plan się nie powiódł, a wszyscy 15-latkowie poniosą odpowiedzialność przed sądem dla nieletnich. Trwa obliczanie kosztów poniesionych w wyniku tej akcji. Niewykluczona jest też odpowiedzialność materialna rodziców w tym zakresie.